„Super Express”: - W minionej kolejce pana zespół ograł Pogoń w Szczecinie. W sobotę zagracie z Lechem. Wygląda na to, że słowacki trener rozdaje karty w grze o mistrzostwo Polski. Też pan to czuje?
Pavol Stano (trener Wisły Płock): - Na razie – patrząc na atmosferę w szatni Wisły – czuję, że dla chłopaków wyzwaniem jest sama gra przeciwko tej klasy zespołom w momencie, w którym coraz bliżej do finału sezonu. Oczywiście to nie my rozstrzygniemy, kto będzie mistrzem, ale miło byłoby zagrać kolejny dobry mecz przeciwko czołowej drużynie ligi, zakończony dobrym wynikiem.
- Gdzie leżał klucz do wygranej z Pogonią?
- Mógłbym powiedzieć, że w trafionym ustawieniu taktycznym, w świetnej robocie fizycznej na boisku – i wszystko byłoby prawdą. Przecież „wybiegaliśmy” ten mecz – 126 przebiegniętych przez chłopaków kilometrów to w polskiej ekstraklasie bardzo dobry wynik. Tak naprawdę jednak najważniejszy – jak niemal zawsze w piłce – był łut szczęścia. Pogoń miała okazję na podwyższenie swego prowadzenia, a przy 0:2 grałoby się nam już dużo trudniej.
- Szczęście będzie równie ważne w spotkaniu z Lechem?
- Zawsze jest ważne. Musimy mu jednak pomóc – dobrą organizacją, zaangażowaniem. Nie mam wątpliwości, że Lech będzie faworytem tej gry. Ma wielką jakość piłkarską jako drużyna, bo na każdą pozycję ma dwóch równorzędnych zawodników. Ale... na murawie gra się jedenastu na jedenastu. Zobaczymy, co nam przyniesie boisko; bo na nim każda bramka zupełnie zmienia sytuację i przedmeczowe założenia.
Dickson Choto w specjalnej rozmowie z "Super Expressem": Chciałbym kiedyś wrócić do Legii!
- W miniony weekend trzy walczące o mistrzostwo Polski zespoły zdobyły ledwie dwa punkty. Dziwi pana ten „wyścig żółwi”?
- Nie. Każdy z trzech liderów przez wiele miesięcy budował sobie konsekwentnie ten dorobek punktowy, który dziś pozwala mu mieć przewagę nad resztą ligowej stawki. Słabszy moment w sezonie jest natomiast jak najbardziej naturalną rzeczą – to po pierwsze. Po drugie – kiepski wynik niekoniecznie bywa rezultatem kiepskiej gry, czego dowodem jest postawa Pogoni w meczu z nami. I po trzecie wreszcie – na tym etapie sezonu dochodzi jeszcze u każdego z rywali tej trójki dodatkowy element mobilizacji: „A może właśnie wygrywam z przyszłym mistrzem? No więc bij mistrza!”.
- Wisła ma dziś w zasięgu ręki czwarte miejsce, dające prawo gry w europejskich pucharach. Spogląda pan na nie?
- Nie unikamy tego tematu, ale też nie „podpalamy się” w jakiś szczególny sposób. Pyta pan o puchary, a przecież kiedy pięć tygodni temu obejmowałem drużynę, zadaniem numer jeden było zapewnienie jej ligowego bytu! Dziś wciąż jesteśmy dopiero na początku drogi; cel podstawowy to poskładać dobrą drużynę i pokazać, że tych parę kolejnych dobrych meczów i dobrych wyników to nie przypadek. Owszem, one są lustrem tego, jak moi zawodnicy pracują dziś na treningach – a pracują bardzo solidnie. Ale wciąż – ze względu na kontuzje – nie mamy pełnego składu; wciąż też sami sobie musimy udowadniać, że jesteśmy w stanie grać powtarzalnie tydzień po tygodniu.
- Powtarzalnie gra w ostatnich tygodniach Łukasz Sekulski, seryjnie zdobywając gole. Jak się panu udało go „otworzyć”?
- Cieszy ta jego dobra dyspozycja strzelecka, ale nie sprowadzałbym jej tylko do niego samego. „Łuki” dziś sypie bramkami, bo dobrze wygląda gra całej jedenastki na boisku. I dobrze wyglądają również ci chłopacy, którzy – walcząc o miejsce w tej jedenastce – naciskają kolegów na treningach.