Telefon, komputer i bilet lotniczy. Zazwyczaj te trzy rzeczy wystarczą, by ściągać do Wisły graczy, którzy mają zachwycać kibiców.
- Każdy dzień jest pełen niespodzianek. Pracuję, kiedy jestem w biurze, ale też po powrocie do domu, czyli non stop - tłumaczy Valckx.
W czasie czterech lat jego pracy w PSV Eindhoven holenderski klub zdobywał mistrzowskie tytuły oraz doszedł do półfinału Ligi Mistrzów. - Wyszło mi tam kilka transferów - wspomina skromnie. - Trzeba mieć własne zdanie, dużą wiedzę o ludziach, ale chodzi również o to, by widzieć odpowiednie rzeczy - wylicza przymioty dyrektora sportowego.
Sam widział "odpowiednie rzeczy" i dzięki temu dostrzegł go trener z najwyższej światowej półki - Guus Hiddink.
- Po zakończeniu kariery piłkarskiej pracowałem jako agent i mogłem przyjrzeć się negocjacjom po obu stronach. W 2004 roku Guus Hiddink trenował PSV i zapytał, czy nie chciałbym zostać dyrektorem technicznym klubu. To był dla mnie zaszczyt - opowiada Valckx.
W Wiśle tworzy system, wzorując się na tym z PSV Eindhoven.
- Żeby dokonywać transferów, trzeba być doskonale przygotowanym, a to pochłania mnóstwo czasu. Musimy oglądać graczy kilka razy, zanim podejmiemy jakieś decyzje. Liczy się nie tylko pierwsza drużyna, ale także Młoda Ekstraklasa, szkolenie zawodników w akademii. To projekt długofalowy - zdradza wiślacki dyrektor. - Mamy czterech polskich skautów zajmujących się Ekstraklasą i pierwszą ligą. Mamy też ośmiu skautów regionalnych. Będą kolejni. Właśnie prowadzimy rozmowy ze skautami, którzy zajęliby się Ameryką Południową oraz Europą Zachodnią - zdradza.
Poszukiwania piłkarzy trwają od dawna.
- Właściwie można powiedzieć, że podróżuję wszędzie. Wcześniej czy później dotrę w każde miejsce, gdzie gra się w piłkę - przekonuje Valckx.
Co zatem szykują w klubie dla krakowskich kibiców? - Jest kilku kandydatów i musimy podjąć decyzje jeszcze przed świętami. Po problemach Clebera potrzebujemy środkowego obrońcy. Przydałby się też ktoś większy i silniejszy niż napastnicy, których mamy - kończy.