I choć trener Jarosław Skrobacz na przedmeczowym spotkaniu z mediami deklarował, że odważyłby się postawić „grosik na Ruch”, a pierwszy groźny i celny strzał oddali jego podopieczni (Valentin Cojocaru sparował piłkę uderzaną przez Miłosza Kozaka), Pogoń szybko wzięła sprawy w swoje ręce. Po przymiarce Wahana Biczachczjana chorzowian przed stratą gola jeszcze uratował słupek, ale kilka minut później… sami się o kłopoty poprosili. Piłkę adresowaną przez Jakuba Bieleckiego przejął Kamil Grosicki, włączając swój „turbonapęd” minął Szymona Szymańskiego z prędkością super expressu i tak obsłużył Fredrika Ulvestada, że ten musiał trafić do siatki.
Gol dla gości był dla Niebieskich niczym… zastrzyk adrenaliny. Odpowiedzieli „główką” Tomasza Swędrowskiego w słupek szczecińskiej bramki oraz błyskawicznym wypadem Michała Feliksa zakończonym strzałem z trudem odbitym przez rumuńskiego golkipera Pogoni. I w tym momencie dobrze chorzowska machina wprawiona w ruch została zastopowana: kijem włożonym w szprychy okazał się… pokaz pirotechniczny sympatyków gospodarzy! „Gorzkie dymy nad miastem” – jak śpiewał kiedyś śląski kabaret Rak – faktycznie miały gorzki smak. I nie chodzi już tylko o ponadziesięciominutową przerwę, na którą Bartosz Frankowski zaprosił oba zespoły do szatni; raczej o to, że chorzowianie wigoru pozwalającego marzyć o remisie już nie odzyskali.
Łabędzim śpiewem Niebieskich była „główka” Macieja Firleja, efektownie obroniona przez Cojocaru w 59 min. W tym momencie goście prowadzili już jednak 2:0, bo Kamil Grosicki bardzo pewnie – trochę w stylu Antonina Panenki – wykorzystał „jedenastkę” za zagranie ręką Juliana Letniowskiego. „Grosik” – jak wiele razy w ostatnich tygodniach – wrzucony do grającej szafy szczecinian okazał się zawodnikiem robiącym różnicę. W 63 min jeszcze raz szarpnął skrzydłem, a Efthymios Koulouris tak mocno naciskał Macieja Sadloka, że ten wpakował piłkę do własnej bramki.
Krótko potem Jens Gustafsson – może mając na względzie rozpoczynające się w poniedziałek zgrupowanie kadry Michała Probierza – wezwał bohatera swej drużyny do szatni. W ekipie z Cichej pojawił się z kolei na murawie walczący w tygodniu z grypą Daniel Szczepan, ale llosów spotkania odmienić już nie mógł. Wygrywając w Gliwicach, Pogoń utrzymała kontakt z szeroko rozumianą czołówką tabeli. Ruch zaś dwa tygodnie reprezentacyjnej przerwy spędzi z dala od bezpiecznej pozycji, szykując się jednocześnie do przenosin na Stadion Śląski. No chyba że – w odpowiedzi na pirotechniczne „popisy” – jakiegoś psikusa sprawi mu Komisja Ligi...
Ruch Chorzów – Pogoń Szczecin 0:3 (0:1)
0:1 Ulvestad 29 min, 0:2 Grosicki 56 min (karny), 0:3 Sadlok 63 min (samob.)
Sędziował Bartosz Frankowski. Widzów 9236
Ruch: Bielecki – Wójtowicz (90. Długosz), Szymański, Sadlok, Bartolewski – Kozak, Podstawski Ż, Letniowski (69. Michalski), Swędrowski (90. Foszmańczyk), Feliks (80. Steczyk) – Firlej (69. Szczepan)
Pogoń: Cojocaru – Wahlqvist (85. Stolarski), Zech, Malec, Koutris – Biczachczjan (71. Przyborek), Ulvestad, Kurzawa Ż (71. Gamboa), Gorgon Ż, Grosicki (71. Fornalczyk Ż) – Kolouris (76. Zahović)