"Super Express": - Kiedy była bitwa pod Grunwaldem i kto ją wygrał?
Taras Romanczuk: - Dokładnej daty nie znam. Ale pewnie nasi, Polacy.
- Pamiętasz pytania, na jakie odpowiadałeś na teście przed przyznaniem obywatelstwa?
- Nie zdawałem żadnego egzaminu. Mam polskie korzenie i obywatelstwo dostałem po udokumentowaniu pochodzenia. A wtedy nie zdaje się testu. Przynajmniej przed państwową komisją. Bo ja na wyjazdach jestem w pokoju z Rafałem Grzybem i on egzaminuje mnie non stop (śmiech). Z historii Polski z przełomu XIX i XX w. jestem obkuty i odpytany.
- W meczu z Legią obserwował cię Adam Nawałka. Przychodzi powołanie i co?
- Przyjmuję! To zaszczyt zagrać dla Polski. Gdybym założył koszulkę z orzełkiem, sprawiłbym radość bliskim. U mnie w domu od zawsze były związki z Polską. A pierogi babci pamiętam do dziś.
- Czekasz na sygnał od Nawałki?
- Nie myślę o tym. Łatwo jest sobie narobić nadziei, a potem się zawieść. Wykonuję swoją robotę. Jeśli trener uzna, że robię to na tyle dobrze, żeby mnie powołać, to to zrobi.
- Twoja rodzina na Ukrainie nie ma problemów, że po otrzymaniu polskiego obywatelstwa musiałeś zrzec się ukraińskiego?
- Takie jest na Ukrainie prawo. Nie można mieć podwójnego obywatelstwa. Bliscy wiedzieli, że złożyłem wniosek o polski paszport, i nikt nie robił mi z tego powodu wyrzutów. Byli dumni, że wracam do korzeni. Ani mnie, ani nikogo z członków rodziny w Kowlu nie spotkały z tego powodu żadne nieprzyjemności.
- W meczu z Legią zdecydowanie dominowaliście. Za Mamrota gracie lepiej niż za Probierza?
- Przede wszystkim więcej operujemy piłką. Nie czekamy na to, co zrobi rywal, tylko dominujemy na boisku. Cieszymy się z gry.