„Górnicy” co prawda zaczęli spotkanie z Lechią, ale po 26 minutach sędzia Damian Sylwestrzak musiał nakazać zawodnikom obu drużyn zejście do szatni. Grę wznowiono dopiero po 33 minutach i ponownej rozgrzewce. Na dodatek konsultacje arbitra z VAR-em sprawiły, że „dogrywana” I połowa została przedłużona o 10 minut. W efekcie ostatni gwizdek wrocławskiego rozjemcy rozlegl się... 150 minut od pierwszego! Ostatecznie – po golach Szymona Włodarczyka i Łukasza Zwolińskiego – obie ekipy podzieliły się punktami.
To wcześniej nie zdarzyło mu się nigdy w życiu
- To był najdłuższy mecz, w jakim brałem udział! - podkreślał Marcin Kaczmarek, trener Lechii, który przecież jako zawodnik i szkoleniowiec z niejednego piłkarskiego pieca chleb jadł. - Nie miałem wątpliwości, że trzeba było spotkanie przerwać, ale cieszę się, że udało się je dograć. Gdyby nie został dokończony, byłoby dużo problemów dla wszystkich: szukanie terminów, podróże...
Marcin Kaczmarek w szoku, cytuje klasyka
Szkoleniowiec Lechii – radując się z dokończenia najdłuższego spotkania w jego życiu – docenił też pracę wykonaną przez ludzi walczących przy Roosevelta z aurą. - Co prawda jak mówi klasyk: „taki mamy klimat, ale jestem pełen uznania dla organizatorów za to, że stanęli na wysokości zadania. A dla piłkarzy, że mimo tych warunków, które utrudniały kontrolę nad piłką, stworzyli dobre widowisko – dodawał Kaczmarek.
150-minutowe spotkanie w Zabrzu jego podopiecznym przyniosło punkt wyszarpany rywalom w II połowie. Dla Marcina Kaczmarka to powód do dumy. - Dostaliśmy bramkę do szatni z karnego, po zupełnie przypadkowej sytuacji. Sztuką jest się w takich okolicznościach podnieść, tym bardziej szanujemy tę zdobycz. Czasami brakło nam skuteczności, ostatniego podania, ale dopisujemy punkt i... jedziemy dalej – podsumował sportową stronę widowiska.