Sergiu Hanca do Cracovii trafił przed rokiem. Szybko się zaaklimatyzował i teraz jest jednym z najlepszych piłkarzy krakowskiego zespołu. Wraz z żoną Andreeą anagażują się w różne akcje charytatywne. W Rumunii kupił biednej rodzinie dom, a ostatnio żona przekazała jednemu z krakowskich szpitali dwa tysiące butelek wody.
Prezydent FC Barcelona robi CZYSTKI podczas kryzysu. Ma na oku ofiarę
Przed czterema laty Hanca był świadkiem wstrząsającej sceny, które miała miejsce podczas meczu ligi rumuńskiej między jego Dinamem Bukareszt a Viitorulem Konstanca. Piłkarz tej pierwszej drużyny Patrick Ekeng zasłabł, miał atak serca. Upadł na murawę. Był reanimowany, przewieziono go do szpitala, gdzie umarł.
Putin wpadł w FURIĘ. Padły mocne zarzuty, a on nie wytrzymał!
To zdarzenie mocno wpłynęło na gracza Cracovii. - Widziałem, jak Patrick leży i nie może złapać oddechu - powiedział Hanca w rozmowie z "Przeglądem Sportowym". - Jego ciało jakby próbowało walczyć, ale już wtedy wiedziałem, że to prawdopodobnie ostatnie momenty jego życia. Że on właśnie obok nas umiera. Po chwili podbiegł do niego lekarz. Jego mina mówiła wiele. Był przerażony. Dokończyliśmy mecz, pojechaliśmy do szpitala. Tam po dwóch godzinach ktoś do nas wyszedł i powiedział, że Patrick nie żyje. To był najgorszy dzień mojego życia - przyznał lider krakowskiego klubu na łamach 'Przeglądu Sportowego'.
Koronawirus. Kolejne obniżki pensji w polskich klubach. Teraz dwaj pierwszoligowcy