„Budzę się w nocy i zastanawiam się, czy jeszcze mam brata...” - te słowa ukraińskiego przyjaciela zainspirowały go do odważnego włączenia się w pomoc jego zaatakowanym rodakom. - Rzeczywiście, praktycznie cały czas myślę o losie mojego ciotecznego brata – mówi Żenia, którego najbliżsi, łącznie ze wspomnianym kuzynem, pochodzą z obwodu ługańskiego. - Dziś walczy on na ulicach Kijowa – dodaje Radionow. Swoich rodziców ściągnął do Polski już osiem lat wcześniej, po zaanektowaniu Krymu przez Rosję oraz utworzeniu tak zwanych „republik ludowych”: donieckiej i ługańskiej. - Tak naprawdę już wtedy we wschodniej Ukrainie stworzony został front rosyjsko-ukraiński. Przez kolejne lata obie strony niejako „okopały się” na swoich frontowych pozycjach. Nasi chłopcy odważnie wciąż na nich trwają, powstrzymując agresora. Doniesień z tej części kraju jest w mediach mniej, ale to nie znaczy, że i tam nie dochodzi do ataków na miejscową ludność. Tam również płoną budynki, giną cywile – kreśli sytuację w dramatycznych słowach piłkarz Bełchatowa. Doniesienia ma z pierwszej ręki; w napadniętej ojczyźnie wciąż pozostaje wielu jego krewnych, z którymi stara się utrzymywać kontakt telefoniczny: - W obwodzie ługańskim mieszka mój dziadek. Nie chciał wyjeżdżać z ojczystego kraju. Dziś, jak mówi, z wielu stron słyszy strzały i wybuchy. I wtedy najchętniej ruszyłby na wroga.
Polski piłkarz poruszony wojną w Ukrainie. Kamil Cholerzyński zaangażował się w pomoc
Jak wielu jego rodaków przebywających w Polsce, Żenia z poranionym sercem słucha w telefonie relacji nie tylko krewnych, ale i znajomych, którzy próbują odnaleźć się w wojennej hekatombie i przeżyć kolejny atak na ich wolność i na ich życie. - Rozmawiałem z przyjacielem w Charkowie. W tle słychać było krzyki, płacz dzieci. Wszyscy przebywali akurat w schronie, z powodu kolejnego ostrzału miasta... - relacjonuje ze wzruszeniem jedną z takich rozdzierających rozmów...
Były reprezentant Polski o wojnie na Ukrainie. „Rosjanie zgotowali tam piekło”