Ten wniosek to kolejny rozdział wojny pomiędzy głównymi udziałowcami klubu: jednym z najbogatszych Polaków, Zygmuntem Solorzem (51 proc.), i miastem (49 proc.). Solorz nie chce już wykładać pieniędzy na klub, który jest jak studnia bez dna. Domaga się także zwrotu 30 mln zł, które wyłożył na budowę galerii handlowej, z dochodów której miała być finansowana działalność klubu (inwestycja nie doszła do skutku).
Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz nie godzi się na to. Wymyślił sposób na pozbycie się Solorza ze spółki, zapowiedział, że miasto złoży wniosek o zlicytowanie Śląska za długi. Ale... prezes Solorz nie w ciemię bity, nie byłby finansowym krezusem, gdyby nie miał głowy do takich prawnofinansowych potyczek. Za pośrednictwem swoich przedstawicieli w zarządzie Śląska uprzedził ruch Dutkiewicza, składając wniosek o upadłość "układową", która w przeciwieństwie do "likwidacyjnej" nie oznacza bankructwa i licytacji.
Śląsk więc będzie nadal grał w Ekstraklasie, pytanie tylko, z czego będzie żył? "Nasze środki finansowe są na wyczerpaniu" - alarmuje zarząd klubu.
Śląsk Wrocław ogłosi upadłość spółki! Kasa za Sobotę nie pomogła
Niestety, chory jest cały piłkarski system (nie tylko w Polsce), który toleruje kluby będące, praktycznie rzecz biorąc, bankrutami. Podobnie jest z Widzewem Łódź, który już półtora roku temu złożył w sądzie wniosek o upadłość "układową" i wciąż gra w Ekstraklasie.
Niebawem zapewne kolejny rozdział tragifarsy zatytułowanej "Śląsk Wrocław". Będzie się ciągnąć jak opera mydlana.