„Super Express”: - Porażka z Legią, remis w Radomiu... Te wyniki Rakowa każą zadać pytanie, czy to zadyszka piłkarska, czy też – w obliczu szansy na mistrzostwo – objaw stresu uniemożliwiającego pokazanie pełni możliwości?
Wojciech Cygan: - Nie ma sensu snuć takich dywagacji. Jest po prostu normalna rywalizacja – w tej chwili już właściwie tylko między dwoma zespołami – o mistrzostwo. Jednej i drugiej ekipie zdarzą się słabsze mecze, w których traci się punkty i bramki. Raków zagrał właśnie takie ewidentnie słabsze spotkanie z Legią, a w ostatnią niedzielę – także z Radomiakiem. Wydawało się, że to będzie mieć większe odbicie w sytuacji w tabeli, ale okazało się, że Legia wcale nie zagrała w Legnicy lepszego spotkania i status quo zostało zachowane. Mamy jeszcze siedem kolejek do końca i opowiadanie o kryzysie czy zadyszce byłoby niepotrzebnym napędzaniem tematu, którego tak naprawdę nie ma. Dziś dla nas najważniejsza jest regeneracja po Radomiaku i jak najlepsze przygotowanie się do spotkania z Widzewem. A zaraz po nim – przypomnę – Legia będzie się mierzyć w Warszawie z Lechem, więc korespondencyjny pojedynek będzie trwać.
- Lepiej grać w danej kolejce wcześniej i czekać, co zrobi Legia, czy też znać już jej wynik i odpowiednio się do niego „ustosunkowywać” na boisku?
- W tym drugim przypadku być może obciążenie mentalne byłoby ciut większe. Choć z drugiej strony – jeśli drużyna jednocześnie walczy i o mistrzostwo, i o puchar, to musi mieć ten mental na odpowiednio wysokim poziomie. I tutaj wielkiego niebezpieczeństwa dla Rakowa nie widzę.
- Od czerwonej kartki dla Patryka Kuna w Radomiu i trzymeczowej dyskwalifikacji dla niego będziecie się odwoływać?
- Nie. W sytuacji, którą widziałem na żywo, to upomnienie nie budzi wątpliwości. Patryka zachował się nieodpowiedzialnie, choć pewnie w ocenie całej sytuacji należy też brać pod uwagę zachowanie piłkarzy Radomiaka, a także i fakt, że ostatecznie bramka dla gospodarzy nie została uznana.
- Siedem ostatnich kolejek jesieni wyglądało imponująco w wykonaniu Rakowa: remis w Łodzi, a potem sześć zwycięstw. Powtórka mile widziana?
- Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli odwzorować tamtą serię, a w idealnym scenariuszu - nawet zacząć od wygranej z Widzewem zamiast remisu. Natomiast rywalizacja w I rundzie, w której jeszcze nie zapadają ostateczne decyzje o medalach i spadkach, jest jednak zupełnie inna niż wiosną, kiedy kluby z dołu tabeli walczą o życie, a te z czołówki – o europejskie puchary. Więc choć rywale będą ci sami, ciężar gatunkowy meczów będzie dużo większy, a same boje – dużo trudniejsze. Ale owszem, myśl o powtórzeniu tamtej serii bardzo mi się podoba.
- W sam środek tej ostatniej prostej „wsadzony” będzie jeszcze finał Pucharu Polski. Można dziś hierarchizować te trofea, o które walczy Raków?
- Nie chcę wchodzić w takie dywagacje. Mistrzostwo to jest coś, czego Raków nigdy wcześniej nie osiągnął i byłoby to historyczne wydarzenie dla klubu. Ale zdobycie trzeciego pucharu z rzędu też oznaczałoby napisanie przez tych chłopaków, przez sztab i ludzi w Rakowie pięknej historii – i wcale nie zamierzamy z niej rezygnować. Więc gramy do końca o osiągnięcie wszystkiego, co w tym sezonie będzie można osiągnąć.
- Zdecydowana większość waszych zawodników ma kontrakty z klubem ważne jeszcze przez co najmniej jeden sezon; poza czwórką...
- Musiolik, Petrašek, Kun i Svarnas
- No właśnie. Brak przedłużeń umów z tymi graczami oznacza, że ich nie będzie w przyszłym sezonie w Rakowie? Czy to jednak zbyt prosty wniosek?
- Zbyt prosty, choć – z drugiej strony – nie wszyscy ci zawodnicy w przyszłym sezonie będą w Rakowie. Ale to jest naturalna kolej rzeczy, żadna wielka rewolucja.
- Znając jednak długofalową strategię obecną w waszych poczynaniach, macie już zapewne graczy upatrzonych na kolejny sezon, w kontekście gry o Ligę Mistrzów czy – ogólniej – o mocną pieczęć w pucharach?
- Działalność transferowa w Rakowie trwa na okrągło. Kibice – ale też media – nawet nie wiedzą, z iloma zawodnikami rozmawiamy i ilu finalnie do nas jednak nie trafiło. Bo to nie jest łatwa sprawa: ściągnąć za rozsądne pieniądze zawodnika, który znacząco podniósłby jakość drużyny. Bo – po pierwsze – ona już niemałą jakość w ostatnich sezonach prezentuje; a po wtóre – ci „jakościowi” piłkarze niekoniecznie chcą zawierać umowy w trakcie rundy. Wolą poczekać i zobaczyć, jak będzie wyglądać ich sytuacja po zakończeniu rozgrywek, jakie inne oferty się pojawiają. Lista zawodników, którymi jesteśmy zainteresowani, istnieje; rozmowy prowadzimy, ale podchodzimy do tematu spokojnie.
- Jest dziś w drużynie ktoś, kto wiosną – w pańskiej ocenie – już jest postacią absolutnie kluczową dla Rakowa, i będzie nią także w tych ostatnich siedmiu kolejkach?
- Problemem nie jest wymienienie nazwisk, wskazanie tych postaci. Jednak w sytuacji, w której mamy arcyważne cele do osiągnięcia, ważny jest cały zespół, a nie indywidualności. One są, widzę je ja, widzą też pewnie kibice oglądający nasze mecze. Ale na takie wyróżnianie przyjdzie czas po sezonie.
- Natomiast rozumiem, że reprezentacyjna nominacja dla Bena Ledermana nikogo w Częstochowie nie zaskoczyła?
- Nie zaskoczyła o tyle, że podczas wizyty trenera Fernando Santosa na meczu z Górnikiem przy Limanowskiego jego przekaz na temat Bena był bardzo oczywisty: w ciepłych słowach się o nim wypowiadał. Lederman swą grą po prostu zwrócił uwagę selekcjonera, więc powołanie przyjęliśmy jako docenienie Bena, a po części – także docenienie występów całej drużyny.
- Myśli pan, że przyjdą dla niego kolejne powołania?
- Ben ma w klubie dużą konkurencję w osobach czy to Giánnisa Papanikoláou, czy Gustava Berggrena, czy wreszcie Władysław Koczerhina, więc na razie musi przede wszystkim starać się o miejsce w -podstawowym składzie Rakowa. Ale jeśli je sobie wywalczy, to wejdzie już na taki poziom, na którym regularnie będzie zwracać na siebie uwagę selekcjonera. Zwłaszcza że ze zgrupowania kadry dochodziły mnie słuchy, że zaprezentował się na nim więcej niż dobrze. Na razie jednak chciałbym, by skoncentrował się nie na reprezentacji – bo jej następny mecz dopiero w czerwcu, ale na tych celach, które ma do osiągnięcia w Częstochowie.