Wielka afera z Chinyamą

2009-04-17 9:30

Ile wart jest dla Legii Takesure Chinyama (27 l.)? Nie brakuje głosów, że napastnik z Zimbabwe, który w tym sezonie strzelił już 15 goli, jest wręcz bezcenny. Dlatego aż strach pomyśleć jak może się skończyć afera, którą rozpętał poprzedni klub piłkarza - Monomotapa United. Afrykanie twierdzą, że wciąż nie dostali od "wojskowych" ani grosza za transfer "Chiniego". Skierowali już sprawę do FIFA.

W lipcu 2007 roku Chinyama został wypożyczony z Monomotapy, a Legia zastrzegła sobie prawo pierwokupu. Ponieważ piłkarz spisywał się świetnie, rok później "wojskowi" wykupili go, płacąc 300 tysięcy euro. Pytanie tylko, komu.

- Wszelkie należności związane z transferem Chinyamy zostały przez Legię uregulowane zgodnie z obowiązującymi przepisami - mówi nam Michał Kocięba, rzecznik klubu z Warszawy. - Komu Legia zapłaciła? Powtarzam, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Federacja Zimbabwe przesłała certyfikat piłkarza, więc wszelkie formalności musiały być spełnione.

Afrykanie twierdzą jednak, że do dziś nie doczekali się nawet części obiecanej kwoty.

- Toczymy frustrującą bitwę o te pieniądze, ale bez żadnego skutku - skarży się prezes Monomotapy, Lysias Sibanda, na łamach "The Herald", największej gazety w Zimbabwe.

Agent obiecywał pieniądze

- Sprawa jest dziwna. Legia przekonuje, że zapłaciła, a Monomotapa nic nie dostała. Więc gdzie są te pieniądze? - pyta w rozmowie z "Super Expressem" Robson Sharuko, autor artykułu. - Trop prowadzi do menedżera Chinyamy, Wiesława Grabowskiego. Kiedy transfer miał dojść do skutku, agent obiecywał, że pieniądze mają dotrzeć do Zimbabwe lada dzień. Władze Monomotapy uwierzyły mu i wszystkie stosowne dokumenty zostały wysłane do Polski. Ale kasa nie dotarła, a teraz Grabowski twierdzi, że nic im się nie należy, bo Chinyama jest... wypożyczony. Przecież to jakaś bzdura! - narzeka dziennikarz z Zimbabwe.

Co na to Grabowski? - Cała ta sprawa to jeden wielki skandal! To są urodzeni intryganci i próbują wyłudzić ode mnie pieniądze. Mam wszystkie dokumenty, przywiozę je do Polski i wam pokażę - obiecuje agent zamiszkały w Zimbabwe napastnika. - Chinyama jakiś czas temu przeszedł z Monomotapy do mojej akademii piłkarskiej, za co zapłaciłem temu klubowi 70 milionów dolarów Zimbabwe, czyli niecałe 100 tysięcy USD. To niezła suma, wtedy moż-na było za to solidny dom tu kupić. A teraz działacze tego klubu zobaczyli, że Chinyama świetnie sobie radzi i chcą wyłudzić dodatkową kasę. Nie dam się oskubać! - twierdzi Grabowski i atakuje autora artykułu.

Menda to komplement

- Gdybym powiedział o nim, że to menda, to i tak byłby to dla tego człowieka komplement. Ten Sharuko nie ma żadnych skrupułów, to nie dziennikarz, to propagandysta, który napisze wszystko, co mu każą. Kumpluje się z władzami Monomotapy i stąd ten kłamliwy artykuł. Facet nie ma nic do stracenia, jest chory na HIV, o czym zresztą sam chętnie opowiada - Grabowski wytacza bardzo ciężkie działa.

Kto ma rację? Być może spór rozstrzygnie FIFA, która - jak twierdzi "The Herald" - weźmie pod lupę tak-że inne transfery dokonane przez Grabowskiego. Sam Chinyama na razie stara się trzymać jak najdalej od całego zamieszania i skupia się na dzisiejszym meczu z Piastem Gliwice. Jeżeli znów trafi do siatki, powiększy przewagę nad Pawłem Brożkiem w wyścigu o koronę króla strzelców.

Najnowsze