Przed pierwszym gwizdkiem ligowi statystycy przypominali dwa fakty: gliwiczanie mieli na koncie serię trzynastu gier o punkty bez porażki, ale też nie potrafili wygrać żadnego z dziewięciu ostatnich meczów ekstraklasowych z Lechem. - To już historia – zaznaczał oczywiście Aleksandar Vuković przed pierwszym gwizdkiem. Ale oczywiście nie miał nic przeciwko temu, by dobra passa jego zespołu w lidze została podtrzymana dzięki zwycięstwu z lechitami.
I jego zespół robił co nieco, by tak się stało. Prowadził nawet po 45 minutach, bo Patryk Dziczek tym razem pokonał Filipa Bednarka z 11 metrów. Piszemy „tym razem”, gdyż w marcu, w podobnym starciu, bramkarz Lecha uderzenie gliwiczanina z karnego sparował (ale nie zdołał obronić dobitki Michała Chrapka). „Wapno” sprokurował sam Bednarek, w powietrznej walce z Michaelem Ameyaw.
Wyskoczył jak Filip z konopi!
Piast objął prowadzenie w 43 minucie, a więc tuż przed gwizdkiem na przerwę. W tym oczekiwaniu na wizytę w szatni gospodarze być może przegapili poważny sygnał ostrzegawczy ze strony rywali. Kilkadziesiąt sekund po stracie gola Lech miał bowiem znakomitą okazję na wyrównanie: Krisoffer Velde centrą odnalazł w „szesnastce” miejscowych Filipa Marchwińskiego, ale po jego uderzeniu (i rykoszecie) piłka trafiła tylko w słupek.
Pierwszy dublet Marchwińskiego w ekstraklasie
21-letni „absolwent” akademii piłkarskiej „Kolejorza” wspomnianą sytuacją dał znak, że jest „w sztosie”. I koledzy nie tylko to dostrzegli, ale i wykorzystali. W odstępie kilku minut po wznowieniu gry, Marchwiński dwukrotnie wyskakiwał zza pleców obrońców gliwickich niczym Filip z konopi (podawali Joel Pereira oraz Velde, pokonując Frantiska Placha najpierw uderzeniem w długi róg jego bramki, a potem precyzyjną „główką”!
Piast przez pewien czas sprawiał wrażenie mocno zamroczonego dwoma nokdaunami, ale nie zamierzał pozostać na deskach. Wspomniany wcześniej Dziczek, od powrotu z Włoch trafiający w Piaście tylko z karnych, bliski był pokonania Bednarka głową. Golkiper „Kolejorza” zrehabilitował się jednak za faul z I połowy, broniąc nie tylko ową „główkę”, ale też dobitkę Jakuba Czerwińskiego… z dwóch metrów!
Wynik do końca nie uległ już zmianie, choć w doliczonym czasie apetyt na bramkę przejawił Wilczek; Kamil Wilczek. Po jego efektownym uderzeniu nożycami piłka poszybowała jednak nad poprzeczką.
Piast zatem dopisał do historii gliwicko-poznańskich konfrontacji dziesiąte spotkanie bez wygranej. Lech zaś dystansu do najgroźniejszych rywali w ekstraklasie nie stracił i – pomijając niepokój związany z kontuzją Radosława Murawskiego, który przedwcześnie opuścił boisko – może z dużym optymizmem szykować się do czwartkowego meczu w II rundzie eliminacji Ligi Konfernecji z Żalgirisem Kowno.
Piast Gliwice – Lech Poznań 1:2 (1:0)
1:0 Dziczek 43 min (karny), 1:1 Marchwiński 47 min, 1:2 Marchwiński 54 min
Sędziował Szymon Marciniak. Widzów 5784
Piast: Plach – Pyrka, Mosór Ż, Czerwiński, Katranis – Ameyaw (73. Kądzior), Dziczek (88. Bykowski), Tomasiewicz, Chrapek, Félix (60. Krykun) - Wilczek.
Lech: Bednarek – Pereira, Czerwiński, Milić, Andersson – Ba Loua (56. Hotić), Murawski Ż (71. Douglas), Karlström Ż (56. Sousa Ż), Marchwiński, Velde (81. Szymczak) – Ishak (56. Sobiech Ż)