Piłkarze z Bukowej – wielokrotnie chwaleni w tym sezonie za ligowe występy – w ostatnich paru tygodniach wyraźnie przeżywali zadyszkę. Przy Łazienkowskiej co prawda prowadzili, ale przegrali wysoko. Odpadli z Pucharu Polski, a w miniony poniedziałek w samej końcówce oddali zwycięstwo kieleckiej Koronie. Co gorsza: wydawało się, że kontuzje odniesione w tym spotkaniu przez niespodziewanego kadrowicza z września, Mateusza Kowalczyka, a także przez Lukasa Klemenza i Bartosza Nowaka, wykluczą tych graczy z występu przy Kałuży. Trener Rafał Górak miał nad czym myśleć…
Mak rozkwita w listopadzie
… i wymyślił! W sukurs przyszedł mu zresztą sztab medyczny GieKSy, stawiając na nogi i Kowalczyka, i Klemenza. Jak się miało okazać, zwłaszcza ten pierwszy okazał się „języczkiem u wagi” sobotniej potyczki, zaliczając kluczową asystę przy decydującej bramce. Po kolei wszakże.
Rafał Górak nie miał wątpliwości po laniu w Warszawie. Trener GKS-u Katowice z apelem do Legii
Asem w talii wspomnianego szkoleniowca katowiczan okazał się Mateusz Mak. Doświadczony napastnik po raz pierwszy w tym sezonie znalazł się w wyjściowym składzie drużyny na mecz ligowy i zaufania zawiódł. Po kwadransie gry dał gościom prowadzenie pięknym uderzeniem z linii pola karnego. A potem pokazał klasę w 40. minucie, wykorzystując błąd dwójki krakowskich obrońców i z zimną krwią „objeżdżając” Heinricha Ravasa w bramce „Pasów”.
To nie był błąd. Adrian Błąd chciał tak przymierzyć, gol-stadiony świata
Krakowianie w doliczonym czasie 1. połowy zdołali jednak złapać kontakt z przeciwnikiem: pierwszym z dwóch ładnych i celnych strzałów z dystansu popisał się Mikkel Maigaard. Mogło się wydawać, że po przerwie faworyzowani gospodarze opanują nerwy i sytuację boiskową. I kiedy uporczywie szukali wyrównania, przydarzyło się TO – czyli niesamowity gol-stadiony świata w wykonaniu Adriana Błąda.
Blisko, bliziutko trzech punktów byli w tym momencie goście. Cracovia pokazała jednak, że nieprzypadkowo plasuje się nie tylko w czołówce tabeli, ale i na czele klasyfikacji najskuteczniejszych zespołów ekstraklasy. Najpierw – jako się już rzekło – po raz drugi mocno i celnie uderzył z dystansu Duńczyk Maigaard. Zaś w doliczonym czasie gry – kontynuując skandynawskie strzelanie – „fińską saunę” urządził katowiczanom Benjamin Källman. Głową zdobył swoją dziesiątą bramkę w sezonie i dogonił na liście ekstraklasowych snajperów rapującego i piszącego piosenki Leonardo Rochę.
Trzy punkty jadą do Katowic, ZaPasy dla gości!
Choć była to już trzecia minuta doliczonego czasu gry, emocje na tym się nie skończyły. W szóstej z… pięciu doliczonych przez arbitra minut, wspomniany na wstępie Mateusz Kowalczyk głową przedłużył podanie Marcina Wasielewskiego, a całość nieuchronnym strzałem do siatki zakończył Sebastian Milewski.
Krakowianom trudno było z godnością przyjąć przegraną. Nim grę wznowiono, doszło na murawie do ostrych starć i mocnych przepychanek. ZaPasy zakończyły się czterema żółtymi (trzema dla gospodarzy) i jedną czerwoną kartką. Tą ostatnią ukarany został… Rafał Górak, który po trafieniu Milewskiego energicznie domagał się końcowego gwizdka arbitra.
Cracovia – GKS Katowice 3:4 (1:2)
0:1 Mak 15. min, 0:2 Mak 40. min, 1:2 Maigaard 45+3. min, 1:3 Błąd 62. min, 2:3 Maigaard 71. min, 3:3 Källman 90+3. min, 3:4 Milewski 90+6. min
Sędziował: Damian Sylwestrzak. Widzów: 10679
Cracovia: Ravas Ż – Jugas (72. Al-Ammari Ż), Hoskonen Ż, Skovgaard, Kakabadze – Sokołowski Ż (81. Bochnak), Maigaard, Olafsson (72. Biedrzycki) – Hasić, Källman, Rózga (60. Van Buren)
Katowice: Kudła – Jędrych, Repka, Klemenz Ż, Wasielewski – Czerwiński Ż, Kowalczyk, Błąd Ż, Mak Ż (84. Milewski) – Galan (90+4. Marzec), Zrelak (27. Bergier)