Super Express: - Zacznijmy od najświeższych spraw, czyli losowanie fazy grupowej. Trafiliście na Benficę, Standard Liege i Glasgow Rangers. Twoja ocena?Dani Ramirez: - Ciekawe losowanie. Na pewno mogliśmy trafić na jeszcze trudniejszych, jeszcze większych rywali. Nie chcę mówić od razu, że awansujemy. Nie, musimy pozostać skromni. Ale jeśli dalej będziemy tak grać, tak cieszyć się naszą grą, to możemy w tej grupie wygrywać mecze. I na tym się będziemy skupiać. Mecz po meczu. A podsumowując powiem tak: jeśli to co powiedziałem przec chwilą się spełni, to możemy sprawić w tej grupie niespodziankę.- Chyba nie miałeś jeszcze okazji grać przeciw tym drużynom?- Raz zagrałem przeciw Benfice. Byłem wtedy piłkarzem Valencii, to był towarzyski turniej przedsezonowy, na stadionie Arsenalu. Wszedłem na 20 ostatnich minut. Wygraliśmy tamten mecz. - No to przeżyjmy to jeszcze raz, przenieśmy się do Charleroi. Strzeliłeś gola na 1:0, kluczowego…- Powiem wprost: to najważniejszy gol w mojej karierze, bo dał mi przepustkę do tego o czym marzyłem: fazy grupowej drugich co do ważności rozgrywek europejskich. Ta bramka miała duże znaczenie psychologiczne, mocno nam pomogła. OK., z jednej strony mieliśmy w tym meczu trochę szczęścia, ale z drugiej strony nie powinno być według mnie karnego, w konsekwencji nie byłoby czerwonej kartki dla naszego gracza. A grając 11 na 11 kontrolowaliśmy mecz.Nocne powitanie Lecha Poznań: Europę mamy, na mistrza Polski czekamy!
- Powrót był chyba wesoły. Wczoraj wieczorem pisałeś, że nie pogadamy, bo gra głośno muzyka.- Tak było. Z Charleroi wracaliśmy zaraz po meczu, potem na stadion, gdzie czekali na nas kibice. To było coś wspaniałego. Wszystko sobie nagrałem, mam w telefonie. Kiedy będę stary, będę sobie to puszczał i płakał. Płakał ze wzruszenia, że mogłem brać udział w czymś takim. Bo my weszliśmy do historii Lecha. Wcześniej tylko dwa razy udało się klubowi awansować do fazy grupowej LE. Teraz zrobiliśmy to po raz trzeci.- Wspomniałeś, że gol z Charleroi to najważniejszy gol w twojej karierze. Komu go dedykujesz?- Mojej ukochanej, za to, że jest cały czas ze mną, pomaga mi każdego dnia, znosi moje humory i różne głupstwa (śmiech). Ale też moim rodzicom i bratu, którzy dzwonili po meczu i płakali ze wzruszenia. Mojej córeczce, która ma się urodzić w marcu. I niesamowitym kibicom Lecha.- Pamiętam jak rozmawialiśmy przed twoim przyjściem do Lecha. Byłeś bardzo zdeterminowany, żeby tu trafić, mimo innych ofert…- Tak było. Od pierwszego momentu, gdy usłyszałem, że Lech mnie chce, ja też chciałem iść do Lecha. To wielki klub, ze świetnymi kibicami. Wiedziałem, że tu jest wszystko, żeby odnieść sukces. Potrzebowaliśmy tylko trochę szczęścia, żeby to „ruszyło” mocno do przodu. I ruszyło. W lidze zdołaliśmy się wspiąć na drugie miejsce, na pierwsze już zabrakło czasu. A ledwie w drugim moim sezonie awansowaliśmy do fazy grupowej LE. Jest pięknie.Piotr Zieliński z koronawirusem. Wielki problem reprezentacji Polski
- Po tym co pokazaliście i po kiepskiej grze Legii to Lech jest faworytem do tytułu? - Nie, nie jesteśmy faworytami. Spokojnie. Niektórzy mówią, że Legia jest martwa, ale nie jest i nie będzie. Ma bardzo doświadczonych piłkarzy, a każdemu zdarza się słaba seria. Ale w tym sezonie na pewno zamierzamy się bić o tytuł. - Wracając do pucharów. Mówi się, że nie gracie jak typowy polski zespół… - Mi ten styl Lecha bardzo pasuje. Jest taki… hiszpański. Dużo operujemy piłką, często jest w naszym posiadaniu i dobrze, bo wtedy przeciwnik nie może nam zrobić krzywdy. - Duża w tym zasługa twoja i Pedro Tiby. On jest chyba w życiowej formie? - Top zawodnik. Jak podkreślałem, miał duży wpływ na to, że przyszedłem do Lecha. Dzwonił, namawiał mnie. Podobało mi się, że czołowy gracz dzwoni i namawia mnie na transfer, mówiąc, że bardzo mu odpowiada mój styl gry. Poza tym mówi po hiszpańsku, to dla mnie też ważne. No i nasze partnerki bardzo dobrze się rozumieją. Spędzamy ze sobą dużo czasu, a to przenosi się również na nasze zrozumienie na boisku. - Strzelasz, asystujesz. Przeciwko Apollonowi miałeś trzy asysty. Pamiętasz inny swój mecz z trzema asystami czy to się zdarzyło po raz pierwszy? - Nie, nie po raz pierwszy. Takie mecze już się zdarzały, również opcja 2+1, czyli dwie asysty i gol. Bo mnie asysta cieszy równie jak bramka. Radość odczuwam dokładnie taką samą. Jestem Hiszpanem, a tam asystentów bardzo się szanuje. Guti, Xavi, Iniesta… - Wracając jeszcze raz na koniec do Ligi Europy: który z tych meczów był najbardziej wyjątkowy? - Dla mnie ta droga liczy się jako całość. Bo była imponująca od początku do końca. Zagraliśmy po drodze do fazy grupowej 4 mecze, zdobyliśmy 13 goli i straciliśmy tylko jednego. Naprawdę, wykonaliśmy super naszą pracę. To coś spektakularnego.