"Super Express": - Trzy lata temu wyjechałeś z Polski, ale w belgijskim Genk, angielskim Blackburn i chorwackim Dinamo grałeś w sumie bardzo mało. Ten wyjazd to był błąd?
Grzegorz Sandomierski: - Wiadomo, że wyobrażałem sobie to nieco inaczej. Ale zagrałem kilka dobrych meczów, byłem w dość silnych drużynach. Na pewno da się znaleźć trochę plusów, choć nie tyle, ile bym chciał. Nie zamierzam się biczować, ale na pewno nie był to wyjazd udany.
Zobacz również: Rewolucyjny pomysł! Leśnodorski chce ograniczenia zarobków piłkarzy w Ekstraklasie
- Chciałeś wrócić już do Polski czy po prostu nie miałeś ofert z zagranicy?
- Przede wszystkim chciałem jak najszybciej dołączyć do jakiegoś zespołu, a Genk zgodził się rozwiązać ze mną kontrakt dopiero pod koniec czerwca, więc nie było dużo czasu na szukanie klubu. Ale powiem szczerze, że chciałem wrócić już do Polski. Brakuje mi minut spędzonych na boisku, a tu mam większą szansę na grę. Cieszę się, że było dokąd wrócić. Miałem kilka ofert i wybrałem najlepszą.
- Przed wami rewanż z Zulte. To rywal do przejścia?
- Podchodzę do Belgów z wielkim szacunkiem. W pierwszym meczu nie grali przeciw nam w najsilniejszym składzie. To zespół, który co roku ociera się o mistrzostwo czy wicemistrzostwo Belgii. Mamy jednak dobrą pozycję wyjściową i sprawa awansu jest otwarta. Musimy zagrać tak, jakby to był nasz ostatni mecz w życiu.
- Po nieudanej przygodzie z Genk mecz z rywalem z ligi belgijskiej wzbudza u ciebie dodatkowe emocje?
- Przyznam, że nieco myśli przetaczało mi się w głowie, ale przecież na dźwięk słowa "Belgia" nie gotuję się i nie rzucam wszystkim, co mam pod ręką. To nie będzie mecz Sandomierski kontra Zulte, tylko mecz Zawiszy, który zasłużył sobie na dalszą grę w europejskich pucharach.
Początek meczu zaplanowano na godz. 20.00. Gwizdek24.pl przeprowadzi z niego relację NA ŻYWO.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail