"Super Express": - Graliście w tym sezonie z FC Basel trzy razy i ani razu nie wygraliście. Do czterech razy sztuka?
Kasper Hamalainen: - Chyba tak. Dwa razy kończyliśmy mecze w dziesiątkę po czerwonych kartkach, były rzuty karne, nerwy. Teraz czas na zwycięstwo. Wciąż mamy o co grać.
- Naprawdę wierzysz jeszcze w awans?
- Mamy małą szansę, ale przecież wciąż wszystko jest możliwe. Do tej pory graliśmy z nimi wyrównane mecze. Cała ta sytuacja to nasza wina, bo powinniśmy wygrać oba mecze z Belenenses.
Zobacz: Lech Poznań awansował już do czołowej ósemki! Niesamowita seria mistrzów Polski wciąż trwa
- Znów trafiasz prawie w każdym meczu. Zostałeś już napastnikiem?
- Czuję się... kimś pomiędzy napastnikiem i pomocnikiem. Jestem graczem ofensywnym. Ale cała drużyna gra coraz lepiej, w końcu wygrywamy i atmosfera bardzo się poprawiła. Jesteśmy pewniejsi siebie, mamy więcej spokoju. To przekłada się na wyniki, mamy dobrą passę.
- Co was tak odmieniło, że od sześciu meczów nie straciliście nawet gola?
- Mamy dobry skład, trener rotuje zawodnikami, każdy gra i czuje się ważną częścią drużyny. Poprawiliśmy obronę. Może za dużo nie strzelamy, ale wystarczająco, by wygrywać. To wszystko napędza jeszcze lepszą grę, mamy też w końcu trochę szczęścia, którego wcześniej brakowało.
- Może zatem przedświąteczny cud sprawi, że... zostaniesz w Lechu?
- Może tak będzie. W tej sprawie wciąż wszystko może się wydarzyć, temat cały czas jest otwarty.