Dwa wspaniałe boje w europejskich drużyna Lecha Poznań stoczyła na przełomie lat 80. i 90. W oczekiwaniu na kolejny wielki występ „Kolejorza” przypomnijmy sobie tamte sprzed lat.
WSPANIAŁA PORAŻKA
W roku 1988 Lech zdobył prawo do gry w Pucharze Zdobywców Pucharów i już w 2. rundzie trafił na Barcelonę. Trenerowi Henrykowi Apostelowi większość znajomych składała kondolencje.
Holender Johan Cruyff dopiero zaczynał budować wielki zespół, ale już wówczas w Barcelonie bronił Zubizarreta, a po boisku biegali Begiristain, Salinas, Bakero i słynny Anglik Gary Lineker.
Lech pojechał na Camp Nou 26 października i zrobił niespodziankę. Wprawdzie Barcelona zdobyła gola z karnego (niesłusznie podyktowanego), ale w drugiej połowie „Kolejorz”wyrównał na 1:1 po kapitalnej szarży Pachelskiego.
W dniu rewanżu, 9 listopada, przy ul.
Bułgarskiej był lekki przymrozek. 30 000 widzów na trybunach
rozgrzała jednak gra Lecha. Najpierw karny dla gospodarzy i gol
Kruszczyńskiego. A potem wyrównanie gości (Roberto) na 1:1.
Trzeba
było strzelać karne, bo regulamin PZP dogrywek nie przewidywał.
Zaczęło się od skutecznej obrony bramkarza Ryszarda Jankowskiego,
ale potem spudłowali Araszkiewicz, Pachelski i Łukasik.
I to Barcelona awansowała, by dojść aż do pucharowego finału. Ale ten mecz był całkowicie równorzędnym starciem dwu twardo grających rywali.
EFEKTOWNA WYGRANA
Dwa lata później Lech grał już w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych. I znowu los nie był dla niego szczególnie szczęśliwy. Już w 1/8 finału „Kolejorz” wpadł na Olympique Marsylia.
Ten zespół w roku 1990 można było przyrównać do Manchesteru City z 2010 - problem pieniędzy nie istniał. Marsylczycy za fortunę miliardera Bernarda Tapie zebrali w zespole plejadę wielkich gwiazd: Amoroso, Cantona, Papin, Tigana, Abedi Pele, Dragan Stojković, Chris Waddle. Trenujący Olympique Franz Beckenbauer mógł mieć wszystko.
Nic dziwnego, że marsylczycy liczyli na „spacerek”, ale się przeliczyli. To był najlepszy mecz w karierze, ledwie 22-letniego wówczas Mirosława Trzeciaka. Długonogi skrzydłowy rządził na boisku.
I choć prowadzenie zdobyli Francuzi (Fournier), to potem dwa precyzyjne podania Trzeciaka stały się asystami przy bramkach Pachelskiego i Łukasika, a trzeciego gola zdobył już osobiście. Mecz skończył się wynikiem 3:2, bo Waddle'owi udało się zmniejszyć rozmiary porażki.
Ale kto widział minę „Cesarza” Beckenbauera po tym meczu, ten nie miał wątpliwości, że spotkało go jedno większych nieszczęść w życiu.
Czasy się zmieniają, ale podobno
„charakter” niektórych drużyn potrafi przetrwać. Lech Poznań
umiał grać z wielkimi i wierzymy, że dalej to potrafi.