"Super Express": - Po beznadziejnej pierwszej połowie, w drugiej zagraliście dużo lepiej. Wyrównaliście i mieliście przewagę. Dlaczego skończyło się porażką 1:3?
Maor Melikson: - Taka jest piłka. Gdy nie wykorzystujesz sytuacji bramkowych, przegrywasz. Mieliśmy swoje szanse, ale je zmarnowaliśmy, a rywal był skuteczniejszy. To proste.
- Co takiego zrobili Duńczycy, że tylko raz trafiliście do siatki?
- Nie zrobili nic. Po prostu nie mieliśmy szczęścia. Ja trafiłem w obrońcę, a Dudu Biton normalnie strzela gole z tak dogodnych pozycji, jakie miał.
- Odense miało być najsłabszą drużyną w grupie. Może trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i to Wisła jest najgorsza?
- Nie powinniśmy oceniać naszych szans po jednym meczu. Futbol jest szalony - było 1:1, powinniśmy zdobyć trzy bramki, a to oni strzelili gola po oczywistym faulu na naszym bramkarzu i przegraliśmy (powtórki telewizyjne rozwiały wątpliwości - faulu nie było, red.). Czy teraz nagle jesteśmy słabą drużyną? To nieprawda. Graliśmy nieźle, ale mieliśmy pecha i przede wszystkim zabrakło nam chłodnych głów pod bramką rywali.
- Wierzysz jeszcze w wyjście z grupy? U siebie zostały wam już tylko dwa mecze...
- Tak, wierzę. Powinniśmy zwyciężać na własnym stadionie. W pierwszym meczu nie wyszło, ale teraz będziemy musieli po prostu urwać jakieś punkty na wyjeździe. Stać nas na to.
- Jak będzie z Fulham i Twente, skoro z Odense było tak trudno?
- Ale przecież Odense to dobry zespół! Przypominam, że miesiąc temu wygrali z hiszpańskim Villarrealem. Porażka z Duńczykami boli, jednak wstydu nam nie przynosi, tym bardziej że naprawdę niewiele zabrakło nam dziś do sukcesu.