Temat afery w Alkmaar rozpalał opinię publiczną nie tylko w Polsce. Przypomnijmy, że po meczu Legii z Alkmaar w Lidze Konferencji w dniu 5 października doszło do gorszących zajść. Służby ochrony klubu uniemożliwiały dostanie się części warszawskiej ekipy w tym piłkarzom do klubowego autokaru. W następstwie tego - według strony holenderskiej - piłkarz Legii Radovan Pankov miał dopuścić się rękoczynów w stosunku do pracownika ochrony. Pankov wraz z kapitanem Legii Josue zostali zatrzymani i spędzili noc w areszcie.
Zostali wypuszczeni następnego dnia. Poszkodowany ochroniarz miał wymagać pomocy medycznej. Działacze Legii zwracali uwagę na agresywne, wręcz brutalne zachowanie miejscowych służb i policji w stosunku do członków ekipy, z prezesem Dariuszem Mioduskim na czele. Dowodem były liczne nagrania, które pojawiły się w mediach. Mimo tego strona holenderska utrzymywała, że to piłkarze polskiego klubu byli sprawcami przemocy. Okazuje się, że sprawa nie jest zakończona, a holenderska prokuratura postawiła Pankovowi zarzut poważnej napaści na pracownika ochrony AZ Alkmaar. Serb ma się stawić przed sądem w Holandii 11 stycznia. Portal legia.net poinformował dzisiaj nieoficjalnie, że osobista wizyta Pankova w sądzie nie będzie prawdopodobnie konieczna. Ma go reprezentować prawnik, a piłkarz połączy się online i w ten sposób będzie uczestniczyć w rozprawie.
Czarna magia na boisku w Lidze Mistrzów. Trener nie wytrzymał, wyszedł z konferencji [WIDEO]