Po tym zwycięstwie Josep Guardiola do rekordowej listy swych trenerskich sukcesów dorzucił kolejne trofeum i nic dziwnego, że jego szczęśliwi podopieczni nie szczędzą mu wielkich słów i komplementów. W wielkiej beczce manchesterskiego miodu znalazła się jednak maleńka łyżka dziegciu, związana przedwczesnym zejściem z murawy Kevina de Bruyne. Swój udział w konfrontacji na Stadionie Ataturka zakończył już po 35 minutach gry. I choć uczestniczył w celebracji sukcesu, z tyłu głowy miał myśl o pechu, jaki go dotknął.
- Na 100 procent nie będę mógł pomóc drużynie narodowej. Żałuję tym bardziej, żę rozegrałbym swój setny mecz w reprezentacji – powiedział Belg dziennikarzom „The Sun”, wybiegając myślami do czekających jego rodaków meczów eliminacyjnych do EURO 2024 z Austrią (17.06.) i Estonią (20.06.). Do tej pory w zespole „Czerwonych Diabłów” pomocnik zaliczył 99 gier, w których zdobył 26 bramek.
De Bruyne już od dwóch miesięcy borykał się z problemami mięśnia uda, co sprawiło, że w końcówce sezonu ligowego grywał dość nieregularnie. - Do tej pory jakoś udawało mi się uniknąć czegoś poważniejszego – mówił po konfrontacji z Interem. - W sobotę poczułem jednak mocne ukłucie i już nie dałem rady kontynuować gry - przyznał i poinformował, że w najbliższych dniach przejdzie szczegółowe badania, które wykażą, jak długo będzie musiał pauzować.
Warto przypomnieć, że dwa lata wcześniej, kiedy Manchester City grał w finale Ligi Mistrzów z Chelsea (0:1), belgijski pomocnik również nie dotrwał do końcowego gwizdka. Z powodu kontuzji musiał wówczas opuścić boisko po godzinie gry.