Koszmar, rozczarowanie, smutek, szok - wszystkie te słowa znakomicie oddają to, jak czuli się zarówno kibice, jak i piłkarze Barcelony. Chyba nikt nie zakładał, że Liverpool jest w stanie odrobić straty z pierwszego meczu. Zwłaszcza, że Blaugrana w kontrataku potrafi być zabójcza, a przecież na taką formę ofensywy liczyli goście wtorkowego spotkania.
The Reds wykazali się jednak niesamowitym hartem ducha oraz umiejętnościami piłkarskimi. Rywale nie mieli nic do powiedzenia, a gospodarze z każdą minutą nabierali wiary w to, że uda się dokonać rzeczy niemożliwej. W 80. minucie spotkania Anfield Road oszalało, gdy Divock Origi zdobył czwartą bramkę dla Liverpoolu i dał swojej drużynie awans do finału Ligi Mistrzów.
Miny piłkarzy Barcelony mówiły wszystko. Byli załamani i zszokowani takim przebiegiem wydarzeń. Ale od takich profesjonalistów wymaga się, aby nawet największą porażkę umieli przyjąć z godnością. Nie było tak w przypadku Leo Messiego. Po pierwszym spotkaniu Argentyńczyk chętnie udzielał wywiadów. Teraz było zgoła odmiennie. Lider Barcelony przemknął przez strefę mieszaną i nie powiedział nawet słowa do dziennikarzy.
Inni piłkarze Blaugrany wykazali się zdecydowanie lepszym podejściem. - Byli lepsi od nas i grali lepiej, od początku wywierając na nas presję. Szybko zdobyli bramkę i zrobiło się bardzo trudno. Mieliśmy szansę na osiągnięcie dobrego wyniku, ale stało się inaczej. Przepraszam fanów, bo wiem że trudno się pogodzić z tą porażką – powiedział Sergio Busquets.
Polecany artykuł: