Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale Cesc Fabregas (22 l.) jest wyjątkiem. Dlatego w 37. minucie sobotniego meczu z Burnley (Arsenal wygrał 3:1) fani "Kanonierów" zamarli. Hiszpan zszedł z boiska, krzywiąc się z bólu. Odnowiła mu się kontuzja uda.
- On jest dla nas bezcenny. Jego statystyki w tym sezonie są niewiarygodne - 14 goli i 15 asyst! - zamartwia się menedżer Arsene Wenger.
Jeszcze wczoraj rano Francuz liczył na to, że Fabregas cudownie wyzdrowieje.
- Jestem gotowy zaryzykować zdrowie Cesca, ale wszystko zależy od wyników badań. Jeżeli okaże się, że ryzyko jest większe niż 50 procent, to go nie wystawię - deklarował Wenger. Niestety, kontuzja okazała się poważna. - Cesc na pewno nie zagra - oświadczył Wenger.
W podobnej sytuacji był przed grudniowym meczem z Aston Villa (3:0). W drugiej połowie posłał do gry kontuzjowanego (taki sam uraz) Fabregasa, a Hiszpan strzelił szybko dwa gole, po czym... musiał natychmiast zejść z murawy. Leczył się potem 3 tygodnie. Najwyraźniej Wenger wyciągnął z tamtej historii wnioski...
Nie przegap! Arsenal - Porto Sport 20.45