„Super Express”: - To nie był piękny mecz, prawda?
Fabian Piasecki: - Trochę przepychania było, ale – zwłaszcza w II połowie – było też nieco miejsca, żeby fajnie pograć w piłkę. Brakowało nam trochę skuteczności, trochę płynności akcji, dlatego wynik – jak na mecz u siebie – jest słaby. Ale dopiero zaczynamy sezon i jestem pewny, że z każdym kolejnym meczem będzie to dużo lepiej wyglądać w ofensywie.
- Najważniejsze mankamenty w waszej grze?
- Tak jak powiedziałem, brakowało płynności, zwłaszcza w I połowie. Po zmianie ustawienia w rozegraniu zrobiło się trochę więcej miejsca w ofensywie, więcej więc już mieliśmy wejść w pole karne przeciwnika. Ale musimy popracować przede wszystkim nad lepszym czuciem piłki. Przed przerwą było bowiem kilka kluczowych sytuacji, w których jednak w decydujących momentach piłka nam uciekała.
- Estończycy okazali się silniejszym rywalem, niż myśleliście?
- Trudno powiedzieć. Oni grają regularnie w lidze, są w środku sezonu, my dopiero w rytm meczowy wchodzimy. Wiele jest więc w naszej grze do poprawy, najważniejsza będzie szybka i dobra analiza pierwszego spotkania.
- 1:0 to wystarczająca zaliczka przed rewanżem?
- Nie możemy zlekceważyć Flory. Będzie grać przed własną publicznością. Myślę jednak, że jesteśmy na tyle dobrym, zorganizowanym i przede wszystkim odpowiedzialnym zespołem, że nie wypuścimy tej skromnej zaliczki.
- Myśli pan, że z punktu widzenia Flory 0:1 to jest ten wynik, który chcieli w Częstochowie osiągnąć?
- Widać było, że przyjechali tutaj z założeniem, by nie stracić więcej niż jednej bramki. Bronili się nisko, czekali na nasze błędy i własne okazje do kontry. Myślę jednak, że dobrze te ich zamiary czytaliśmy, a przy okazji jesteśmy zespołem, który potrafi się wybronić w tych najtrudniejszych sytuacjach – jak to miało miejsce w pierwszej połowie, gdy Vladan fantastycznie wybronił groźną sytuację. Reasumując: dla nich te 0:1 to chyba satysfakcjonujący wynik, a my patrzymy na siebie: stać nas na więcej.
- Wtorkowy mecz był debiutem nowego trenera. Dodatkowy bodziec?
- Wszyscy wspólnie gramy przede wszystkim o swoje marzenia, każdy z nas chciałby zagrać w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Udało się wykonać pierwszy krok, choć – prawdę mówiąc – nie jesteśmy do końca zadowoleni z obrazu tego spotkania. Powinniśmy bardziej zdominować rywala, strzelić przynajmniej dwie bramki więcej. Cóż, jest tylko jedna, więc teraz pojedziemy do Tallinna, żeby tam dokończyć robotę.
- Na ile na waszej grze odcisnęło się piętno nowego trenera?
- Wielu zmian w naszej grze w stosunku do poprzedniego sezonu nie było. Sprawdzaliśmy jedynie parę niuansów taktycznych, ale dopiero w II połowie zaczęło to funkcjonować właściwie.
- A w letnich przygotowaniach coś pana zaskoczyło ze strony Dawida Szwargi?
- Nie. Było ciężko, ale… to normalne. Trener Szwarga tak naprawdę dobrze zna praktycznie każdego z nas. Ma też przygotowany zespół, do którego wprowadza jedynie indywidualne elementy.
- Jak pan oceni debiut Johna Yeboaha?
- Przed nim jeszcze trochę niuansów taktycznych do ogarnięcia, ale przez te 45 minut na boisku dobitnie pokazał, że dzięki swej indywidualnej jakości potrafi – dzięki przebłyskom – wiele wnieść do naszej gry. Ładnie się pokazywał między liniami, miał swój udział w golu: przecież to po jego zblokowanym strzale „Koczi” – dobijając – trafił do siatki. Takie wejścia nowych zawsze cieszą, ale… liczymy na więcej. Wiem, że John bardzo nam w tym sezonie pomoże.
- Zanim pojedziecie do Tallinna, czeka was jeszcze bój o kolejne trofeum. Na „dzień dobry” zatem od razu schody...
- Mamy na tyle doświadczony zespół, że każdy wie, co ma robić. Trzy dni na regenerację to wystarczający czas, żeby się dobrze na mecz z Legią o Superpuchar przygotować.
- Będzie trudniej niż we wtorek?
- Legia jakościowo to na pewno lepszy zespół niż Flora, ale… legioniści też – jak my - dopiero wchodzą w sezon. Będziemy chcieli wygrać, to pewne.