„Super Express”: - Kiedy niemal trzy miesiące temu Piotr Zieliński strzelił dwa gole Juventusowi mogło się wydawać, że to przełom; że pójdzie już tylko w górę – zresztą mówił to pan naszych łamach. Dziś ma pan wrażenie, że zrobił ten krok do przodu?
Marek Koźmiński: - Myślę, że pewien niedosyt jest. Mały. Ale widać u Piotrka brak kontynuacji gry na wysokim poziomie. To nie jest jakiś spadek formy; raczej dosyć duża chwiejność. Stąd owe dosyć krytyczne słowa dziennikarzy włoskich na jego temat po trzech meczach z rzędu, które wreszcie zagrał w pierwszym składzie.
- Słuszna ta krytyka?
- Oczekiwania wobec niego były duże, nie ma się co dziwić. On się będzie z nimi mierzyć przez cały czas w Interze. Wszedł w ekipę mistrza;w drużynę, która była poukładana. I musi walczy o swoje miejsce. Na dziś jeszcze go nie wywalczył; wciąż jest trzynastym, czternastym zawodnikiem. Czy więc możemy dzisiaj powiedzieć, że jest super? No nie; możemy powiedzieć, że co najwyżej jest dobrze. To zawodnik światowej klasy, ale z przypiętą łatką, że co prawda wszystko umie, ale nie do końca się z tym sprzedaje na murawie.
Marek Koźmiński podsumował pół roku Piotra Zielińskiego w barwach Interu
- Co jest tego przyczyną?
- To samo, co sprawia, że i w reprezentacji tego nie robi. Piotrek jest fajnym człowiekiem, fajnym chłopakiem, zaje...istym zawodnikiem o ogromnych umiejętnościach, natomiast nie jest takim skurczybykiem, jakim czasem powinien być. I nie ma cech kogoś, kto dąży do celu po trupach. Gdyby je miał, byłby wśród dziesięciu najlepszych piłkarzy świata, bo umiejętności ma ogromne. Patrzymy na niego właśnie przez pryzmat tych umiejętności, widzimy, jak może grać – a nie gra, i to nas boli. To jest jego problem, taki „syndrom ferrari”.
Po kompromitacji Polski okrutnie kpią z Zielińskiego, że aż przykro się to czyta. Szkoci uderzyli bez pardonu
- Co pan przez to rozumie?
- Jakby pan kupił sobie fiata i powiedział: „Jechałem nim 200 km na godzinę”, to ja panu odpowiem: „Znakomicie”. Ale jeśli później wsiądzie pan do ferrari i powie „Rozpędziłem się do 200 km na godzinę”, to ja wzruszę ramionami: „Tylko? Tragedia…”. Niby ta sama prędkość, a jednak nie to samo, prawda? Więc ja bym porównał Piotrka do tego ferrari. Jedzie 200 km na godzinę, ale mógłby dużo szybciej.
- A może to kwestia spoczęcia na laurach?
- Nie, absolutnie nie. To nie jest kwestia wody sodowej czy braku ambicji. Piotrek wszedł bardzo wysoko, więc teraz każdy oczekuje, że będzie tym absolutnym topem. A taki ostatni kroczek na sam szczyt czasem jest najtrudniejszy.
- „Pamiętaliśmy Zielińskiego z sezonu mistrzowskiego w Napoli. Dziś wydaje się zupełnie inny” – powiedział ostatnio Fabio Capello. Co – pana zdaniem – miał na myśli?
- Siłę oddziaływania Piotrka na drużynę. To nie jest piłkarz, który w pojedynkę wygra mecz. Tego mi u niego zawsze brakowało. Nie bierze drużyny, jak to się mówi, w rękę. Nie prowadzi jej do zwycięstwa. Nigdy nie jest najlepszy na boisku - albo chociażby „prawie” najlepszy. To jest ciągnący się za nim od lat problem.
- A jeśli – by trzymać się pańskiego porównania – nigdy nie wejdzie na ten poziom ferrari? Postawiłby pan u bukmachera, że wypełni swój czteroletni kontrakt z Interem?
- Piotrek nie jest w pierwszej trójce piłkarzy Interu i obawiam się, że może nigdy w niej nie być. Natomiast nie przesadzajmy. Może oczekiwaliśmy więcej od jego przygody z Interem, ale nie gra źle. Gra dobrze, choć… nie bardzo dobrze – jak chciałoby wielu.
Szokujące plany Piotra Zielińskiego! Powiedział o tym wprost, wyznanie pełne nadziei
- Ale włoskie media marudzą…
- Bo patrzą na niego przez pryzmat jego dokonań, umiejętności i... pieniędzy, które zarabia. Gdyby zarabiał milion euro, to pewnie dziennikarze by napisali: „Ale superzawodnika kupił Inter, a płaci mu tylko milion”. Ale Inter wziął piłkarza, który kosztuje go dziesięć milionów. I w tym kontekście kibicom i dziennikarzom czegoś w jego grze brakuje. Od tego Piotrek nie ucieknie, bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Proszę spojrzeć: jesienią mówiono, że w reprezentacji Polski super grał Kacper Urbański. No ale co w końcu zagrał „super”? Nic; po prostu oczekiwania w stosunku do niego były na poziomie „jeden”, a zagrał na „dziesięć”. W stosunku do Zielińskiego oczekiwania zawsze są na „dziewięćdziesiąt”, więc kiedy gra na „sześćdziesiąt”, to mówimy, że czegoś brakuje.
Piotr Zieliński wraca do gry w Lidze Mistrzów
- Ale jak strzeli gola i zaliczy asystę w Pradze, znów będzie wielki – zgodnie z medialną „zataczanką” od jednej ściany do drugiej?
- Już na początku, kiedy miał kontuzję, zaczęły się powątpiewania, czy Inter dobrze zrobił, podpisując z nim umowę. Później – choć krótko to trwało - grał naprawdę dobrze. A teraz gra tak sobie, i znów zaczyna się podnosić wątpliwości: „Czy pasuje do Interu?”. Ale takie mamy czasy… Lautaro Martinez niemal w pojedynkę wygrał Interowi mistrzostwo, ale to nie przeszkadza mediom pytać dzisiaj: „Co, do cholery, z tym Lautaro?”. I tak ten cyrk się kręci. Aczkolwiek – wracając do głównego wątku - nie ma co ukrywać, że w dłuższej perspektywie od Piotrka można oczekiwać trochę więcej, niż pokazuje to na boisku.