„Super Express”: - Żal straconej okazji na Ligę Mistrzów?
Władysław Koczerhin: - Jest trochę żalu, to prawda. W obu meczach z FC Kopenhaga graliśmy dobrze, a straciliśmy dwie dziwne bramki. Cóż, urok piłki nożnej… Nie zawsze pada taki wynik, jaki by się chciało i na jaki się zasługuje.
- Panu w drugiej połowie brakło bardzo niewiele do szczęścia. Piłka po pańskim uderzeniu trafiła w słupek...
- Wiem, że bramkarz nie widział momentu strzału, więc 10 cm w prawo i byłby gol.
- Końcówka meczu w Kopenhadze pokazała, że może trzeba było wcześniej nacisnąć rywala, szukać okazji. Zresztą chyba w obu spotkaniach respektu do rywala było za dużo, prawda?
- Może… Rywale – zwłaszcza w końcówce – bronili wyniku, stali nieco niżej. My staraliśmy się od początku meczu grać swoje, ale nie zawsze się udawało. Cóż, nie ma Ligi Mistrzów, będzie Liga Europy – też OK. Trzeba dobrze w niej zagrać.
- Ma pan w niej jakiegoś wymarzonego rywala? W pierwszym koszyku – same wielkie kluby!
- Wiem, że możemy wpaść na Liverpool. Fajnie by było… A poza nim – chciałbym trafić na takie zespoły, z którymi można by zagrać i wygrać, a nie tylko przyjechać i grać na swojej połowie. Krótko mówiąc – wolałbym rywali na poziomie zbliżonym do nas.
- Karabach na przykład?
- Raczej nie. Z nim już graliśmy, więc wolałbym jakąś odmianę, coś nowego.