- Co się czuje po takim meczu?
- Brak słów, żeby to wszystko opisać, czuje się przede wszystkim smutek. Walczyliśmy do końca, bardzo chcieliśmy wygrać. Ciężko powiedzieć, czego nam zabrakło. To finał, który dostarczył wielu emocji. Podsumowując całą naszą drogę do finału - była ona wspaniała. Żałujemy bardzo, że nie udało się postawić kropki nad "i".
- Długo będziecie dochodzić do siebie?
- Spokojnie, przecież nie będziemy załamani chodzić. Tak naprawdę w piękny sposób dotarliśmy do tego finału, dostarczyliśmy kibicom i sobie wielu emocji. Teraz na pewno jest smutek, bo nasza ambicja nie pozwala na to, żeby się cieszyć z samego awansu do finału. Przegraliśmy, choć byliśmy blisko radości. Ale teraz Bayern się cieszy. Może przy odrobinie szczęścia, to my byśmy zwyciężyli.
- Wy przynajmniej stawiliście czoła Bayernowi, w przeciwieństwie do Juventusu i Barcelony...
- Dlatego ta porażka podwójnie boli. Bayern innych przeciwników odprawiał z kwitkiem, a my byliśmy tą drużyną, która naprawdę mogła z nim wygrać. Można pogratulować rywalom, ale z drugiej strony pozostaje niedosyt, bo Bayern nie był na tyle lepszy, by mówić, że zasłużenie wygrał. Mieliśmy swoje sytuacje, ale jednak czegoś zabrakło.
- W pierwszych 20 minutach byliście lepsi od Bayernu, potem wyraźnie przygaśliście. Dlaczego?
- Nie chcę szukać usprawiedliwień, ale to był dla nas długi sezon. Licząc wszystkie rozgrywki, to tych meczów zebrałoby się koło sześćdziesiątki. Przyjdzie jednak czas na analizę i myślenie o tym, co można było inaczej zrobić. Byliśmy na pewno drużyną, która mogła wygrać ten finał.
- W jednej z sytuacji bardzo ostro potraktowałeś Boatenga. To był przypadek czy cię sprowokował?
- Ostro go potraktowałem? Przypadek. Miał akurat nogi między moimi, ja chciałem stanąć, i przypadkowo stanąłem na jego nodze.
- A co z twoją przyszłością? Kiedy dowiemy się, gdzie zagrasz w przyszłym sezonie?
- Mam nadzieję, że niedługo wszystko będzie jasne. Tak naprawdę to nie ode mnie zależy.