Piłkarska Italia świeżo w pamięci miała dramatyczne sceny sprzed trzech tygodni, z meczu Fiorentiny z Interem. Edoardo Bove padł wówczas nieprzytomny na boisko, konieczna była reanimacja. W szpitalu przeszedł on zabieg wszczepienia kardiowertera-defibrylatora, który będzie regulować pracę jego serca.
W przypadku Walukiewicza na szczęście o tak dramatycznych konsekwencjach mowy nie ma. Nie stracił przytomności, choć sama scena transportowania go do szatni – z sanitariuszem podtrzymującym głowę Polaka – nie wyglądała optymistycznie. Pierwsze testy, przeprowadzone jeszcze na stadionie, stwierdziły jedynie niewielką niewydolność oddechową. Piłkarz Torino został jednak przewieziony do kliniki Maria Vittoria na kompleksowe badania.
Wykazały one, że zasłabnięcie nie miało podłoża kardiologicznego ani neurologicznego (udar). Przyczyną miała być natomiast grypa, przebyta przez polskiego defensora w minionym tygodniu, i towarzysząca jej gorączka. To ona osłabiła organizm, przy meczowym wysiłku powodując skurcz oskrzeli i wspomniane trudności ze złapaniem oddechu. Jak poinformował serwis Tuttosport, Walukiewicz już w sobotę wieczorem wypisany został z placówki i wrócił do domu.
Kolejne spotkanie turyńczycy zagrają już po Świętach Bożego Narodzenia. W niedzielę zmierzą się na wyjeździe z Udinese.