"Białą Gwiazdę" pogrążył Nikita Andriejew (21 l.), który ośmieszył nowego obrońcę Wisły - nazywanego przez kibiców ślimakiem Mariusza Jopa.
31-letni Jop zdecydował się na przejście z FK Moskwa do Wisły, bo liczył na występy w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wygląda jednak na to, że to właśnie jemu "Biała Gwiazda" będzie zawdzięczać jedną z największych kompromitacji w historii klubu.
Od początku meczu Jop zachowywał się tak, jakby ciągle był na wakacjach. Spóźniony w niemal każdej akcji, raził niecelnymi podaniami. Jednak prawdziwy show dał w 41. minucie meczu. Piłkę przed polem karnym Wisły przejął Nikita Andriejew, który bez żadnych problemów wkręcił w ziemię Jopa. Kiedy Polak zerwał się do pogoni za Rosjaninem... piłka była już w bramce.
- Katastrofa! - denerwował się po meczu bramkarz Wisły, Mariusz Pawełek. - Przy golu mogłem zachować się lepiej, piłka prześlizgnęła mi się po rękach - tłumaczy się.
Jednak to nie on jest głównym winowajcą straconej bramki. Wisłę pogrążył Jop, przed którym przestrzegali kibice Wisły Kraków. - On jest wolniejszy od ślimaka winniczka. Mamy nadzieję, że nie będzie wiele grał. A jeśli już, to niech nie pomaga rywalom zdobywać bramek - grzmiał jeden z fanów na internetowym forum. Jego słowa okazały się niestety prorocze.
Honor Wisły uratował Piotr Ćwielong, który w ostatniej minucie meczu wyrównał na 1:1. - Na pewno nie spodziewaliśmy się takiego oporu ze strony rywali. W rewanżu musi być lepiej - kręcił głową Ćwielong. Oprócz niego na słowa uznania zasługuje Słoweniec Andraż Kirm. Lewoskrzydłowy był najjaśniejszą postacią w barwach mistrza Polski.
W rewanżowym meczu pozostali piłkarze muszą się dostosować do poziomu Kirma. Inaczej skończy się katastrofą porównywalną do odpadnięcia Wisły z Pucharu UEFA po porażce z Dynamem Tbilisi.
0:1
1:1