Wisła była do niedawna pierwszą drużyną polskiej ekstraklasy, Tottenham jest ostatnią w tabeli Premier League. Na szczęście na White Hart Lane nie grały pieniądze, zaś w porównaniu możliwości piłkarzy było 2:1 dla gospodarzy.
Trzeba oddać Wiśle, że zagrała z Tottenhamem bez kompleksów. Na gola Bentleya w 33. min wiślacy potrafili odpowiedzieć po minucie trafieniem Jirsaka. Ludzie Macieja Skorży nie bali sie przyjąć walki i całkiem nieźle sobie w niej radzili. Do czasu...
Bo mniej więcej po godzinie krakowianom zaczęło brakować tchu i przestali nadążać za coraz szybszymi akcjami Tottenhamu. Raz gola "darował" nam sędzia, dopatrując się spalonego. Jednak w 64. min obrona Wisły była bezradna wobec dośrodkowania Campbella i główki Benta.
Maciej Skorża do końca grał va banque, próbując zmianami odzyskać inicjatywę, ale wiślacy potrafili tylko nie doprowadzić do pogorszenia wyniku.
Skończyło się rezultatem identycznym do tego, który Lech wywiózł z Wiednia, ale Wisła zagrała o klasę lepiej. Na White Hart Lane ściany i widownia pomagały "Kogutom", przy Reymonta jest szansa, by je oskubać.