Włodzimierz Lubański jest legendą polskiego futbolu. W reprezentacji zagrał wiele wspaniałych meczów, strzelił 48 goli. Ten dorobek przez lata był nieosiągalny dla naszych graczy. Poprawił go i zaczął śrubować dopiero Robert Lewandowski. Lubański uwielbiał spotkania na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Na tym właśnie obiekcie strzelił 11 goli dla drużyny narodowej. Po raz pierwszy trafił w "Kotle czarownic" w starciu towarzyskim z Węgrami (1:1) w maju 1966 roku. Ostatni jego występ i gol w kadrze miał miejsce we wrześniu 1980 roku przeciwko Czechosłowacji (1:1). Pod koniec pierwszej połowy wykorzystał rzut karny. - To był mój stadion - przyznał Włodzimierz Lubański w rozmowie z naszym portalem. - Zawsze czułem się na nim dobrze. To był dla mnie wspaniały okres. Wykorzystywałem to, że byłem dobrze przygotowany i dysponowany. Dlatego Stadion Śląski kojarzy mi się z wielką radością kibiców podczas meczów drużyny narodowej, jak i Górnika Zabrze. Był też ten jeden przykry moment, gdy z Anglią doznałem kontuzji. Ale to inna sprawa, bo to może przydarzyć się każdemu. Jednak patrząc na całość, to z gry na tym stadionie wyniosłem więcej miłych i sympatycznych chwil niż tych smutnych - zaznaczył legendarny napastnik drużyny narodowej w rozmowie z "Super Expressem".
Antoni Piechniczek zagrzewa do walki przed barażem na mundial. "Zróbcie to na Śląskim jeszcze raz!"