Reprezentacja Maroka oparta jest – o czym przypominał w rozmowie z „Super Expressem” Henryk Kasperczak – o piłkarzy urodzonych w Europie i tu pobierających lekcje nauki futbolu, które jednak wybrały występy dla ojczyzny swych rodziców. Nie inaczej jest w przypadku Iliasa Chaira (w arabskim zapisie - Elias Al-Shaer). 25-latek urodził się i wychował w Belgii. Jego ojciec, Abdelkrim do tego kraju przyjechał z Maroka. Mama zaś – z Polski, i bardzo polskie jest też jej imię: Michalina!
Elias jest najstarszym z pięciu braci. Miał 9 lat, kiedy rodzina – mieszkająca w Antwerpii - przeżyła ogromny dramat: straciła 18-miesięcznego Junayda. Wkrótce jednak na świat przyszli bliźniacy: Soufyane i Zinedine (tak, dobrze zgadujecie: tato wybrał imię na cześć słynnego piłkarza), a potem jeszcze Badr i Drissa. To były trudne czasy. By zaopiekować się dziećmi, pani Michalina przestała pracować, cały ciężar utrzymania spadł na barki ojca przyszłego reprezentanta.
„Moim rodzicom zawdzięczam wszystko. Dopiero po latach zrozumiałem, co miał na myśli tato mówiąc, że nowy buty piłkarskie dla mnie, które zresztą bardzo szybko zdarłem, kosztowały go pot, krew i łzy” - opowiadał Ilias Chair na łamach magazyny „The Athletic”. Przechował w pamięci wiele obrazków z dzieciństwa, których sens tak naprawdę rozszyfrował dużo później. „Po dziecięcych meczach widziałem rodziców innych zawodników siedzących z trenerem przy jednym stoliku. Mój tato zawsze siedział w odległym kącie sali, sącząc kawę” - to jeszcze jeden cytat.
Po latach narodzi się w głowie piłkarza refleksja, że te obrazki miały podłoże dyskryminacyjne; że syn emigranta z Maroka (i emigrantki z Polski...) jednak postrzegany jest inaczej, niż miejscowi. Może dlatego właściwie nie miał żadnych oporów, gdy zaczęły przychodzić powołania do reprezentacji afrykańskiego kraju. Z Belgii (i z PZPN...) nie przyszły, choć w swym CV ma między innymi Club Brugge, JMG Academy w Lierse (wyszedł z niej m.in. Yaya Toure) oraz Queens Park Rangers, którego barwy reprezentuje od 21. roku życia. Czyli sportowych umiejętności – nabieranych na betonowym boisku 100 metrów od domu, z którego często-gęsto wracał z pozdzieranymi do krwi kolanami – mu nie brakowało!
W Katarze Elias wciąż czeka na swą szansę, wszystkie dotychczasowe mecze swej drużyny oglądał z ławki. Jest jednak cierpliwy – zresztą podobnie jak jego rodzice, którzy na mundial dotarli i bardzo liczą na występ pierworodnego syna w którymś z dwóch pozostałych do końca turnieju spotkań Marokańczyków. Pierwsza okazja - już w środę o 20.00, kiedy Maroko w półfinale zagra z Francją. I wcale nie jest bez szans - o czym mówi nam francuski mistrz świata z 1998 roku, Alain Boghossian!