- Oczywiście, że planuję kolejny sezon. Nie jest ważne czy zostanę dwa miesiące czy 10 lat - mam plan. Robię dokładnie to, co robiłem wcześniej. Arsenal jest dziś marką światową, szanowaną na całym świecie - stwierdził Wenger. Irytując sporą część fanów Arsenalu, którzy po klęsce Kanonierów z Bayernem Monachium (2:10 w dwumeczu) mieli nadzieję na zmiany. Piłkarze z Londynu od trzynastu lat nie wygrali bowiem angielskiej ligi - w tym też nie wygrają, prawdopodobnie w ogóle nie znajdą się w pierwszej czwórce rozgrywek - a w Lidze Mistrzów od dobrej dekady stanowią tylko tło dla mocniejszych, bogatszych, ale przede wszystkim lepiej zarządzanych rywali.
- Obserwujemy zawodników. Na razie nie negocjujemy - dodał jeszcze Wenger, zarazem utrzymując, że jego strategia na rynku transferowym pozostanie taka jak wcześniej. W dużym skrócie, kupić tanio w lipcu, poczekać do ostatniego dnia sierpnia, olać negocjacje i sprawić sobie gwiazdę, która niemal natychmiast wyląduje w szpitalu z poważną kontuzją. Oczywiście za odpowiednią wyższą cenę, adekwatną do okoliczności, czyli zbliżającego się zamknięcia okienka transferowego.
Cóż, jedno jest pewne. Można już obstawiać, że w następnym sezonie mistrzem Anglii znowu nie zostanie Arsenal. To akurat wartościowa rada dla fanów bukmacherki. Pozostaje typować z dziewiętnastu innych zespołów.