Rywalizacja Barcelony z Realem dawno wyszła poza ramy tylko i wyłącznie sportowe. Obecnie oba kluby walczą także na wielu innych polach - m.in marketingowym - a równie poważnie podchodzą do stale rosnącej popularności i rozpoznawalności. W ostatnich latach jako miernik tych dwóch czynników traktuje się oficjalne strony w portalach społecznościowych, a konkretnie liczbę fanów, którzy je śledzą. Nie dziwne więc, że w miniony weekend poza meczami ligowymi kibice i przedstawiciele "Barcy" i "Królewskich" emocjonowali się jeszcze inną rozgrywką.
Oba kluby w ostatnich dniach przekroczyły magiczną barierę stu milionów obserwujących na Facebooku. Dużo kontrowersji wzbudziły jednak kulisy tej rywalizacji. Jako pierwszy historycznym osiągnięciem mógł się pochwalić Real, a Barcelona tego samego dokonała ok. półtorej godziny później. Hiszpańskie media donoszą jednak, że tak szybki napływ obserwujących profil "Los Blancos" mógł wynikać z tego, że klub... po prostu ich wykupił. I to aż cztery miliony! Wszystko to miało mieć na celu prześcignięcie "Dumy Katalonii" w tym specyficznym wyścigu.
Kataloński dziennik "Sport" wyliczył nawet jak szybko rosła liczba fanów Realu na Facebooku. Z tej analizy wynika, że w ciągu sześciu dni stronę klubu polubiły niecałe cztery miliony użytkowników, czyli ponad sześćset pięćdziesiąt tysięcy dziennie. A to sześć razy więcej, niż wynosi średnia! Pozostaje pytanie, czy był to efekt zorganizowanej ze sporym rozmachem akcji promocyjnej, czy jednak innych działań? Cała sytuacja pokazuje tylko, że wyścig Barcelony z Realem trwa w najlepsze i to na różnych polach. Nawet w Internecie.
Nikogo nie trzeba też przekonywać, że pod względem liczby obserwujących oba te kluby są najpopularniejszymi na świecie. Dla porównania Manchester United ma na Facebooku siedemdziesiąt trzy miliony fanów, Chelsea czterdzieści siedem milionów, a Bayern Monachium niewiele ponad czterdzieści jeden milionów.