Komu kibicują hiszpańscy sędziowie?
Na początek temat najważniejszy, bo i w ostatnich tygodniach najgłośniejszy. Niestety. Sędziowie, bo o nich mowa, znów się nie popisali. Tym razem na tapecie znalazło się wyjazdowe spotkanie Realu Madryt z Villarrealem na Estadio de la Ceramica. W pewnym momencie goście przegrywali już 0:2, więc zapewne większość ich nastoletnich kibiców, którzy dopingować im zaczęli dopiero po zwycięstwie w finale Ligi Mistrzów, po prostu wyłączyła telewizory. Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy po meczu przeglądając wyniki zobaczyli, że ich ukochany od kilku miesięcy klub wygrał 3:2? Najwięcej niestety nie mówiło się jednak o tej, jak to mówią Hiszpanie, "remontadzie", a o postawie arbitra Jesusa Gila Manzano. To właśnie on podyktował niesłuszny zdaniem wielu obserwatorów rzut karny dla "Królewskich", a dzięki temu Cristiano Ronaldo wyrównał wynik na 2:2. Prawdziwa awantura rozpętała się jednak dopiero po spotkaniu.
Referee between Villarreal & Real Madrid last night. #LaLiga #Cheats
— BarçaNation (@FCBNation93) 27 lutego 2017
No words. pic.twitter.com/PuD8nJ8gK4
Okazało się bowiem, że jeden z sędziów wyszedł z szatni trzymając reklamówkę przyozdobioną... herbem Realu! Prezes Villarrealu Fernando Roig wpadł w prawdziwą furię. Nie będziemy dokładnie przytaczać jego wypowiedzi, ale miał na myśli mniej więcej to: złodziejstwo, skandal, kompromitacja, wstyd, kradzież w biały dzień. Nie też omieszkał przypomnieć wszystkim wkoło, że sędziowie opuścili stadion z klubowymi gadżetami Realu. W Hiszpanii rozgorzała dyskusja na temat tego, czy arbitrzy sprzyjają Realowi, a jeśli tak, to czy pomeczowe podarunki mają na to jakiś wpływ. Najgłośniej krzyczeli o tym oczywiście fani Barcelony, tymczasem okazało się, że... ich klub (a dodatkowo Espanyol) też rozdaje prezenty sędziom! Do takich informacji dotarło radio Cope i - miejmy nadzieję - przynajmniej na trochę wyciszyło tę wojenkę pomiędzy kibicami "Blaugrany" a "Los Blancos".
Zaza - od zera do bohatera
Dziś wyjątkowo wrócimy do wydarzeń, które miały miejsce niewiele ponad tydzień temu. W poprzednią środę w zaległym meczu 16. kolejki La Liga Valencia podejmowała Real Madryt. "Nietoperze" skazywane były na pożarcie i niewielu ich kibiców wierzyło w to, że są w stanie sprawić niespodziankę. A gdy zobaczyli zestawienie ataku swojej drużyny, zapewne złapali się za głowy. W podstawowym składzie znalazł się bowiem Simone Zaza, "wielki" transfer, który chyba idealnie obrazuje poziom, na jakim znalazła się ostatnio Valencia. Pamiętacie Euro 2016 i rywalizację między Włochami a Niemcami w ćwierćfinale? Pewnie tak. I pewnie pamiętacie też słynną "jedenastkę" Zazy, który tak drobił kroczki przed swoim strzałem, jakby chciał wykopać korkami dziurę w ziemi. Albo zatańczyć jakiś ludowy taniec. Interpretacji jest kilka.
A pamiętacie wspaniałe występy Zazy w angielskim West Hamie, gdzie trafił latem? Nie? My też nie, bo takich nie było. W ośmiu meczach Premier League nie strzelił ani jednego gola i bez żalu go pożegnano. Tymczasem w poprzednią środę stało się coś niesamowitego. Nie dość, że Valencia wygrała, co już samo w sobie było cudem, to jeszcze Włoch zdobył gola. I to jakiego! Dalszy komentarz jest zbędny. Oglądajcie!
Karnety w ciemno, czyli jak kibice kochają Atletico
Estadio Vicente Calderon już wkrótce stanie się tylko przeszłością. Kibice Atletico Madryt będą musieli niedługo pożegnać stadion, na którym dopingowali od wielu lat. "Los Colchoneros" przenoszą się bowiem na inny madrycki obiekt - Estadio Wanda Metropolitano - i będą na nim grać już od przyszłego sezonu. I właśnie ta przeprowadzka pokazuje, jak fani kochają klub. Otóż okazało się, że Atletico sprzedało już ponad 45 tysięcy karnetów na następne rozgrywki, do których startu zostało pół roku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że stadion jest... niewykończony i aktualnie wygląda tak:
Watch Wanda Metropolitano's roof being erected in this amazing timelapse video https://t.co/eTuNE7QGO5 pic.twitter.com/LVcZzGyyVZ
— Atlético Madrid News (@ColchonerosNews) 19 lutego 2017
To trochę jak spotkanie z nieznajomą, nieumalowaną dziewczyną. Randka w ciemno. Ale jak widać fani "Los Colchoneros" kochają bez względu na wygląd!
Napij się u Bale'a!
Piłka nożna to o tyle specyficzny zawód, że trzeba z nią skończyć w stosunkowo młodym wieku. A po przerwaniu czynnej kariery nie każdy ma smykałkę, by zostać trenerem lub telewizyjnym ekspertem. Dlatego też ci bardziej zaradni zawodnicy jeszcze za młodu starają się zapewnić sobie godziwą przyszłość, by nie musieć skąpić pieniędzy na drobnostki, jak 50-calowy telewizor czy dwunasty samochód. Życie w luksusie uzależnia. Tak słyszeliśmy. A w Realu Madryt różnego rodzaju inwestycje to już chyba tradycja. Najsłynniejszym biznesmenem wśród piłkarzy jest oczywiście Cristiano Ronaldo. Własna sieć hoteli, sygnowana nazwiskiem kolekcja ubrań i wiele, wiele innych. Portugalczyk nawet po zakończeniu kariery będzie zarabiał krocie. I w jego ślady najwyraźniej chce pójść klubowym kolega Gareth Bale, który w Cardiff postanowił założyć własny bar. Na szczęście nie nazwał go własnym nazwiskiem, bo dość dwuznacznie brzmiałyby rozmowy między znajomymi: "Jestem właśnie w Bale'u. Jest gorąco, ale sympatycznie". Dlatego też Walijczyk postanowił użyć do tego swojego numeru z koszulki. Elevens Bar & Grill - w tym lokalu już wkrótce gromadzić się będą setki sportowych kibiców!
Real Madrid star Gareth Bale to open sports bar and grill 'Elevens' in hometown Cardiff https://t.co/HXrI8zKrGu pic.twitter.com/jRAUWOQelq
— The Fair Of Sport (@thefairofsport) 1 marca 2017
Jubileuszowy Messi
I na koniec ciekawostka statystyczna - w środowym ligowym meczu Barcelony ze Sportingiem Gijon Leo Messi miał swój wielki jubileusz. Po raz pięćsetny wystąpił w oficjalnym spotkaniu "Dumy Katalonii"! Ma dopiero 29 lat, a już takie osiągnięcie. Ale trudno się dziwić, bo szczególnie w tym sezonie wybiega na murawę niezwykle często. Obok m.in. Kamila Glika, Zlatana Ibrahimovicia czy Paula Pogby jest najbardziej eksploatowanym piłkarzem z pola w Europie!