To jest tak głupie, że aż trudno w jakikolwiek sposób działania Brazylijczyka skomentować. Alves na nagraniu umieszczonym na Instagramie wcielił się w rolę kobiety. Swojej narzeczonej, niejakiej Joany Sanz. Nie pytajcie po co. Wcielił się. Założył perukę, uśmiechnął się wdzięcznie do kamery i zaczął idiotyczny wywód.
"Chciałam wesprzeć mojego ukochanego, który jest bardzo smutny. Kochanie, to tylko mecz. Nic się nie stało, idziemy dalej. Kocham Cię."
Liga Mistrzów: Atletico - Barcelona 2:0. Zobacz dwa gole Griezmanna i klęskę Barcelony!
Jak latwo sobie wyobrazić, nagranie nie spodobało się wszystkim. Generalnie, spodobało się tylko fanom Realu Madryt, których głupota Alvesa wyraźnie rozbawiła. Kibice Barcy, wściekli na pupili za oddanie bez walki miejsca w półfinale Ligi Mistrzów, oczekiwali po hojnie opłacanych gwiazdach przynajmniej sportowej złości. Zamiast tego, dostali komunikat, że nic się nie stało, bo przecież futbol to tylko sport. Zabawa. No i dostali też faceta przebranego za kobietę, co przynajmniej tłumaczy, dlaczego Alves tak często leży na murawie i udaje martwego.
Inne zdanie na temat klęski Barcy miał natomiast prezydent Blaugrany Josep Maria Barthomeu. Nic dziwnego. On mimo wszystko nie tylko się bawi, ale czasem też pracuje. - Wielu naszych sponsorów uznało ten film za niepoprawny - powiedział barcelońskim mediom, równie oburzonym zachowaniem Alvesa, jak zresztą cała Katalonia. Zapowiedział też, że za swój występek, piłkarz zmuszony będzie zapłacić karę.
Dani Alves: Kiedyś piłkarz, dzisiaj wariat
A co na to Alves? Cóż, przyjął linię obrony... godną szaleńca. Bredzi coś o życiu jako śmierci, swojej sile, jako słabości fanów i utrzymuje, że mimo wszystko porażka, to tylko porażka.
Szkoda tylko, że za zabawę w futbol wciąż oczekuje większych pieniędzy. Skoro tak go piłka nożna bawi, to może po prostu skoczyłby też do normalnej roboty i pojeździł trochę widlakiem po magazynie? Kilka tygodni na nockach, parę wypłat w granicach minimalnej krajowej i pewnie też zmieniłby optykę. Choćby w tym względzie, że skoro już wydał sporą część miesięcznego uposażenia na bilet, to przynajmniej oczekiwałby od piłkarza minimalnego zaangażowania.