Bale opuścił murawę w trakcie starcia ze Sportingiem Gijon. Kolejny raz strzeliła jego łydka. Leczenie miało trwać jednak zaledwie trzy tygodnie. Tak by największa obecnie gwiazda Królewskich wróciła do gry przez inauguruacją wiosennych gier w Lidze Mistrzów. I wyszło jak ostatnio za każdym razem. To znaczy data końca rehabilitacji się pojawiła, piłkarz trenował, a później słuch o nim zaginął.
Real Madryt - Athletic Bilbao LIVE. Gdzie transmisja w TV i ONLINE STREAM?
Sprawa szybko się rypła. Walijczyk doznał bowiem... kolejnej kontuzji. Takiej samej jak wcześniej. Bernabeu zawrzało, a ponoć zaniepokojenie wyrazili również - wreszcie! - działacze Realu. Uznając, że piłkarze już w zeszłym sezonie mogli mieć rację, a Jesus Olmo, doktor wicemistrzów Hiszpanii, to faktycznie bardziej rzeźnik, niż rzeczywisty specjalista od problemów mięśniowych.
Wystarczy przykład Bale'a. Gość kosztował 100 milionów euro, w Madrycie jest od 30 miesięcy, a z tego ponad sześć spędził w gabinetach rehabilitacyjnych. Do tej pory nie wytrzymywała lewa łydka. W styczniu padła prawa, a sztab medyczny Królewskich nie zmienił strategii rehabilitacji. Ot, Olmo wie najlepiej, a skoro jesienią w zespole Rafaela Beniteza potrafiło wysypać się pół składu, to znaczy, że tak zadecydował los.
Cierpliwość włodarzy klubu ponoć się wyczerpała. Trwało to długo. Już wiosną 2015 roku piłkarze zadecydowali, że lekarz nie ma prawa pojawiać się w szatni. Tak, by nie zrobił komuś krzywdy. Wówczas sternicy Realu uznali protest za niebyły i udzielili medykowi pełnego wsparcia. Tyle że statystyki są nieubłagane. Bale w ostatnich trzech sezonach opuścił z powodów mięśniowych 29 spotkań i również z tego powodu w ostatnim czasie zespół ze stolicy nie potrafi nawiązać równorzędnej rywalizacji z Barceloną.