Z Janem Urbanem rozmawialiśmy na parę dni przed tym, jak wrócił na ławkę trenerską Górnika. „Królewscy” właśnie awansowali do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, bijąc dwukrotnie (5:2 na wyjeździe, 1:0 u siebie) Liverpool. W Primera division mają jednak dziewięć punktów straty do Barcelony.
„Super Express”: - Na krajowych boiskach Real nie błyszczy tak, jak w Champions Legaue. W czym tkwi tajemnica „Królewskich” na arenie międzynarodowej?
Jan Urban: - Rozgrywki LM są skrojone pod piłkarzy Realu. Mają w genach triumfy w nich, czują się w nich znakomicie i zarazili nie tylko swoich, ale i tych neutralnych kibiców do tego, że jeżeli myślimy i rozmawiamy o sytuacjach trudnych, to tylko „Królewscy” są w stanie robić to, co wydaje się niewyobrażalne. Real - i tylko Real – może takich rzeczy dokonywać.
- Czyżby w tym kontekście trudniej się było Realowi zmobilizować na mecze ligowe?
- Nie sądzę. Real przegrał dotąd tylko trzy w lidze – to nie jest zły wynik. Może nie wygrywa spotkań w wielkim stylu, ale jednak wygrywa. To samo zresztą – jeśli jesteśmy już przy LaLiga – dotyczy Barcelony, z ledwie dwiema porażkami. W obu przypadkach to są znakomite wyniki. Dlatego wydaje mi się, że akurat w lidze Real już tej sytuacji – w której traci kilka punktów do Barcy – już nie odwróci. OK, może wygra El Clasico, i zostanie mu sześć „oczek” straty; pewnie nawet jest też w stanie wygrać już wszystkie mecze do końca sezonu. Ale czy Barcelona potknie się jeszcze wystarczającą liczbę razy, by dać się dogonić? Blaugrana jest w takiej sytuacji, że honor może uratować tylko w jeden sposób: wygrywając ligę.
- Niedawny mecz półfinałowy w Pucharze Króla oglądało się bardzo ciężko, głównie ze względu na defensywny sposób gry Barcelony. Blaugrana utrzyma przewagę w rewanżu?
- Tego nie byłbym już taki pewien. Real – o czym już rozmawialiśmy – jest specjalistą od podnoszenia się w takich właśnie sytuacjach. O wiele trudniej będzie dokonać tego w lidze, ale w Pucharze Króla może to zrobić. I tutaj już nie stawiałbym szans obu drużyn – jak LaLiga – w proporcjach 80 do 20 na Barcelonę, ale raczej tylko 55 do 45. Bo rozmawiamy o „Królewskich”. Tak, pierwszy mecz źle się oglądało, ale... głównie ze względu na Barcę. Widzieć ją tak defensywną, bez tego słynnego posiadania piłki, z przypadkową bramką.... Ale wygrali, stąd te 55 procent dla niej.
- Może Xavi Hernandez doszedł do wniosku, że cel uświęca środki? Sporo ostatnich gier Barcy to wymęczone 1:0...
- Ja jestem kibicem Barcelony i nie chcę widzieć jej tak grającej. Z drugiej strony: każdy kibic chyba by się zgodził z moją opinią, że w obecnej sytuacji drużyny i klubu – zmiany trenera, zmian w kadrze, długów, dźwigni finansowych i tak dalej – Barcelona potrzebuje czegoś pozytywnego. Czyli na przykład zdobycia mistrzostwa Hiszpanii za wszelką cenę, nawet cenę piękna gry. Ale już w kolejnym sezonie kibic Barcy znów będzie chciał oglądać swój ukochany zespół grający zupełnie inaczej. DNA Barcelony to wciąż gra kombinacyjna, ofensywna. I choć „tiki-taka” - mam wrażenie – już się skończyła, Barca będzie chciała mieć znów dominację w posiadaniu piłki. Na razie jednak jeszcze nie ma takiej jakości, jak za czasów Luisa Enrique czy Pepa Guardioli; ale to się zmieni.
- Ale w niedzielę widzowie znów jeszcze będą cierpieć?
- Nie sądzę. To będzie otwarty mecz. Pogódźmy się już z Barceloną broniącą się w Pucharze Króla na Santiago Bernabeu, ale nie wyobrażam sobie takiej Barcy na własnym boisku, przed wypełnionymi po brzegi trybunami Camp Nou. A Real po prostu musi grać ofensywnie.
- A jak widzi pan przyszłość Roberta Lewandowskiego w tej wciąż budowanej Barcelonie?
- Dla Roberta powrót Barcelony do ofensywnej gry – kreującej sytuacje, a nie tylko posiadającej piłkę, ale grającej nią w poprzek boiska – będzie bardzo pozytywnym objawem. Widzieliśmy to w pierwszej części sezonu. Okazji było znacznie więcej, niż obecnie, i Robert je wykorzystywał. Po mundialowej przerwie cała Barca gra słabiej, i Robert też się w niej męczy. Ale – wierzę – to się zmieni, wraz ze zmianą stylu gry Katalończyków.