Robert Lewandowski dołączył już do ekipy Barcelony. Po tygodniach niepewności i słownych przepychanek pomiędzy Lewandowskim, jego agentem a działaczami Bayernu, polski napastnik opuścił klub w którym odnosił wspaniałe sukcesy. Radosław Gilewicz zwraca uwagę na okoliczności odejścia z Bayernu. Jego zdaniem nie tak powinno wyglądać pożegnanie piłkarza z klubem, w którym stał się legendą.
Super Express: - Spodziewał się pan, że Bayern zgodzi się na odejście Lewandowskiego przed upływem kontraktu?
Radosław Gilewicz: - Gdy kilka miesięcy temu pojawiały się plotki o odejściu Roberta, mówiłem, że to niemożliwe. Sądziłem, że chodziło o wynegocjowaniem nowego, korzystnego kontraktu a jednak coś wisiało w powietrzu. Nie trafiłem ze swoją opinią, podobnie chyba jak większość osób znających się na piłce, które pewnie też myślały, że Lewy przedłuży umowę z Bayernem i w nim zakończy karierę.
- Tyle, że on od dawna w głowie miał grę w Hiszpanii?
- Można coś planować gdy się ma 23-25 lat, ale czy wtedy Lewy myślał, że mając prawie 34 lata zmieni ligę na lepszą? Dlatego moment zmiany klubu trochę zaskakuje. Wiemy, że jego faktyczny wiek nie zgadza się z wiekiem biologicznym po względem fizycznym i mentalnym, i ciągle jest głodny sukcesów. Nie podobały mi się informacje z ostatnich dni, które mówiły, że nie przykłada się do treningów, bo to była bzdura. Piłkarz trenuje dla siebie, a nie żeby zrobić coś na przekór, a Robert najlepiej wie, jak modyfikować swój trening.
- Czy oferta dłuższej umowy przez Bayern, dwu albo trzyletniej mogłaby zatrzymać Lewandowskiego w Monachium?
- Nie mamy na to odpowiedzi. Wiem, że niektórzy dziennikarze, którzy są w dobrych relacjach z obozem Roberta twierdzili, że szykuje się do zmiany otocznia. Dlatego nie wiem, czy nawet gdyby Bayern zmienił swoją filozofię myślenia i zaproponował mu 3-letni kontrakt, to zmieniłoby to decyzję Roberta.
- W Barcelonie dostanie najprawdopodobniej aż czteroletni kontrakt (3+1). Dziwi to pana?
- To jest ewenement. Nie znam drugiego innego piłkarza na świecie, który mając prawie 34 lata dostałby tak długi kontrakt. Nie można chyba powiedzieć, że to ryzyko ze strony Barcelony, bo Robert rozgrywa w sezonie po 50. meczów i wytrzymuje fizycznie. Tak długi kontrakt odbieram bardziej jako dowartościowanie Roberta, i jego statystyk z ostatnich lat.
- Miana legendy Bayernu chyba nikt mu nie odbierze?
- Nie mam co do tego wątpliwości, ale osobiście czuję delikatny niesmak z związku z okolicznościami jego odejścia. Postawił swój pomnik na mocnym fundamencie. Zrobił markę swojej osobie, ale i Bayernowi. Przy okazji pobił rekord Gerda Mullera i stał się legendą. Szkoda, że odszedł tylnymi drzwiami i to jest trochę smutne. Powinien odejść z podniesioną głowa, bo dał wiele radości kibicom Bayernu, a tak naprawdę nie mógł się pożegnać z nimi w normalnych warunkach.
- Piłka nożna stała się bezwzględna jeśli chodzi o ekonomię, finanse i chyba coraz mniej miejsca w niej na sentymenty?
- Pewnie tak jest. Ale myślę, że jednak niektóre rzeczy przy okazji transferu Roberta zostały źle rozegrane. Pewne wypowiedzi Roberta i szefów Bayernu na forum publicznym były niepotrzebne i powinny zostać w czterech ścianach. Jako legenda klubu wyjechał z garażu, praktycznie bez pożegnania z kibicami. Jak Bayern zdobywa mistrzostwo Niemiec, to co roku zjeżdżają do Monachium wszystkie legendy klubu, są jednakowo ubrani w bawarskie stroje, robią szpaler i witają aktualnych mistrzów. Jeśli Robert przyjedzie za kilkanaście lat, jak to będzie wówczas postrzegane? Mimo wszystko mam nadzieję, że normalnie, jak legenda klubu na to zasługuje.