Łukasz Piszczek przez wiele lat był kluczowym zawodnikiem tak w kadrze Polski, jak i w Borussii Dortmund. Z klubem tym sięgnął po dwa mistrzostwa Niemiec, trzy razy wygrał Puchar i tyle samo Superpuchar Niemiec, a w 2013 roku dotarł do finału Ligi Mistrzów. Niewiele jednak brakowało, a jedna decyzja sprawiłaby, że Polak większości z tych trofeów nigdy by nie wygrał. Niedługo ma premierę książka Łukasza Piszczka "Łukasz Piszczek. Mentalność sportowca" napisana wspólnie z psychologiem sportowym Kamilem Wódką. Z tej okazji WP SportoweFakty przeprowadziło wywiad z Piszczkiem, w którym ten odkrywa nieco kulisów. Przy okazji opowiedział historię kontuzji, która mogła zakończyć jego karierę już w 2013 roku!
Łukasz Piszczek ryzykował karierą, by zagrać w finale Ligi Mistrzów
Piszczek już na początku zagranicznej kariery miał problemy ze zdrowiem. Dokuczały mu przede wszystkim biodra i jeden z urazów dał o sobie znać w 2013 roku, gdy Borussia Dortmund walczyła o triumf w Lidze Mistrzów. – Miałem świadomość, że jest kłopot z biodrem. Nie przypuszczałem, że dojdziemy w Lidze Mistrzów do finału. Brałem środki przeciwzapalne, by uśmierzyć ból. Nie było po mnie widać, bym miał poważny problem. Na boisku dawałem radę. Dopiero po operacji uświadomiłem sobie, jak bardzo igrałem ze swoim zdrowiem – zaczął tłumaczyć Łukasz Piszczek.
Okazało się, że maskowanie problemu mogło zakończyć karierę prawego obrońcy. – Lekarz powiedział, że przez ostatnie pół roku nie widział biodra w tak złym stanie. I że mam 50 procent szans na powrót do piłki. Miałem rozwaloną chrząstkę, więc doktor nawiercił kość, by wytworzyło się krwawienie i powstało coś na wzór nowej chrząstki. Mocno ryzykowałem, ale przeżyłem w Lidze Mistrzów wspaniałą przygodę, Wygranie jej byłoby spełnieniem marzeń – powiedział 66-krotny reprezentant Polski.
Zdrowie fizycznie nie było jedyny problemem
Okazało się jednak, że problemy z organizmem to nie jedyny kłopot. W rozmowie z WP SportoweFakty Piszczek przyznał, że w trakcie rehabilitacji po operacji nie brakowało mu piłki nożnej. To był niepokojący sygnał. – Gdy doktor powiedział, że mogę nie wrócić na boisko, przeżyłem szok. Zacząłem przekonywać samego siebie, że dam radę. Ale podczas rehabilitacji nie tęskniłem za piłką – przyznał wprost trener LKS-u Goczałkowice.
– Zadzwoniłem do menedżera, Bartka Bolka. "Słuchaj, nie idzie to w dobrą stronę. Potrzebuję pomocy". Piłka przestała mi sprawiać radość. Gdy wracałem po kontuzji, sam narzuciłem sobie oczekiwania, że wejdę na boisko i od razu będzie jak dawniej. Tymczasem musiałem się budować od zera. Brak czucia piłki był widoczny – opowiada Piszczek. Ostatecznie jednak zdołał wrócić do rywalizacji na najwyższym poziomie, a karierę wciąż kontynuuje, choć nie występuje na najwyższym poziomie – obecnie wciąż jest grającym trenerem LKS-u Goczałkowice.