W listopadzie Polska miała już szykować się do przyszłorocznych mistrzostw Europy, ale rzeczywistość brutalnie zweryfikowała te plany. Biało-Czerwoni nie zdołali awansować z grupy eliminacyjnej z Albanią, Czechami, Mołdawią i Wyspami Owczymi i ich ostatnią szansą na udział w Euro 2024 są baraże. Te odbędą się dopiero w marcu, ale emocje już są ogromne. Polska musi wygrać dwa mecze, a pierwszy z nich będzie z Estonią. Kibice nie wyobrażają sobie porażki, ale podobnie było po losowaniu eliminacji. Estończycy są skazywani na pożarcie i zdają sobie z tego sprawę, ale nie tracą wiary, którą daje im m.in. fatalna atmosfera wokół reprezentacji Polski.
Estończycy już wymierzyli cios w Polskę. Bezlitosna szpilka
Da się to odczuć m.in. w tekście portalu soccernet.ee. "Polska nie boi się Estonii, ale obawia się, że spór o 11 mln euro będzie nadal wszystko psuł" - brzmi wymowny tytuł. "Dlaczego Polska jest dość zepsuta według własnych standardów?" - chwilę później postawiono kluczowe pytanie odnoszące się do afery premiowej po mundialu w Katarze. Estończycy przypomnieli, że rok temu Polska grała w 1/8 finału mistrzostw świata, a teraz nie zdołała wyjść z grupy z Albanią i Czechami. Zdaniem dziennikarzy ogromne znaczenie miała ta burza.
"Wyciekła tajna obietnica premiera, a w Polsce zapanowało prawdziwe oburzenie. Czołowi zawodnicy zespołu oraz ówczesny trener Czesław Michniewicz zaprzeczali doniesieniom, ale wiosną rezerwowy bramkarz Łukasz Skorupski udzielił wywiadu, w którym stwierdził coś przeciwnego. Kontynuacja opery mydlanej miała miejsce we wrześniu, kiedy Lewandowski nazwał historię Skorupskiego kłamstwem" - przypomniano. "Jednak kwestia 11 mln euro wciąż nie wyszła Polsce z głowy. Najlepszym balsamem na rany byłby sukces sportowy, ale tego też nie doświadczyła reprezentacja w 2023 roku. Polska ma poczucie, że nieominięcie Estonii byłoby ogromną porażką" - podsumowano.