Szkoleniowiec zna Lewandowskiego i jego potencjał od 2008 roku, gdy ten dołączył do Lecha Poznań.
Były selekcjoner uważa, że „Lewemu” łatwiej przychodziło zdobywanie bramek, gdy partnerzy w niemieckich klubach i reprezentacji bardziej „karmili” go podaniami.
Smuda nie chce oceniać na razie pracy selekcjonera Michała Probierza, bo będzie na to czas po barażach do Euro.
„Super Express”: - Lewandowski poddawany jest ostatnio mocnej krytyce, również w Polsce. Co pan sądzi o tym?
Franciszek Smuda: - Ci, którzy krytykują Roberta, z dziennikarzami włącznie, zapomnieli, że przez przez wiele lat wiódł prym i ciągnął reprezentację i w ogóle naszą piłkę. Nie zapominajmy o tym. Każda gwiazda, nawet Diego Maradona gdy poszedł do Sevilli, to miał słaby sezon i problemy z grą. Robert to piłkarz wielkiej klasy i dawał wiele radości kibicom, a mecze eliminacyjne do poprzednich wielkich imprez rozstrzygał niemal sam. Obecnie narzeka się na niego, a nie patrzy na to, jak słabo prezentowała się cała drużyna w eliminacjach.
- Czyli stał się kozłem ofiarnym nieudanych eliminacji?
- W jakimś sensie tak, bo nie szło całej drużynie. Nawet w Lechu u mnie, a później w Borussii i Bayernie, gdy wszystko było poukładane i drużyny dobrze grały, to Robert mógł czerpać ze swoich umiejętności, ale i całego zespołu. W obecnej reprezentacji tego nie ma. Czasami mam wrażenie, że ludzie chcą, żeby od niego zależały losy całej kadry, a tak nie będzie. Nie tacy kozacy nie potrafili ciągnąć reprezentacji. Do czasu mundialu w Katarze wszyscy mówili, że Messi nic nie daje Argentynie. Po zdobyciu mistrzostwa stał się najlepszy dla wszystkich.
- Czyli krytyka Lewego jest przesadzona?
- Zawsze będę go bronił. Nie uważam, żeby nie dawał niczego Barcelonie. Bramki i asysty są bardzo ważne dla drużyny. W Borussii i Bayernie miał kolegów, którzy mocno go „karmili” podaniami, a on korzystał i strzelał gole. Tak samo było w reprezentacji, a teraz tej karmy ma mniej. Niemniej uważam, że będzie miał jeszcze dobre chwile w karierze.
- Ale biologii nie da się oszukać i za kilka miesięcy skończy 36 lat.
- Nie był w życiu poważnie kontuzjowany. Zawsze jest dobrze wytrenowany, dba o siebie jak mało kto i na pewno będzie rozgrywał dobre mecze w reprezentacji i Barcelonie.
Wiadomo do kiedy Kamil Grabara pozostanie w Kopenhadze. Już wszystko jasne, oficjalny komunikat
- Może powinien odejść z Barcelony, co zasugerował Jan Tomaszewski?
- Przecież Tomaszewski to bramkarz, a wie pan co mówią bramkarze (śmiech). Robert nie powinien nawet myśleć o zmianie klubu. Znam go i wiem, że to silny chłopak. Jestem przekonany, że ten cały ciężar, związany również z krytyką, udźwignie na swoich plecach. Jestem z tych, co potrafią piłkarza pochwalić i skrytykować, ale Robertowi trudno coś zarzucić przy jego klasie i prowadzeniu się.
- Skoro Lewy ma mieć dobre chwile w karierze, to reprezentacja zakwalifikuje się do finałów Euro?
- Jeśli powiedziałbym, że nie wygramy z Estonią, to ludzie pomyślą, że odebrało mi rozum. Finałowy mecz, przypuszczam, że z Walią, będzie trudniejszy, ale jesteśmy w stanie dać sobie radę. W porównaniu z latami kiedy ja prowadziłem reprezentację, obecnie mamy szeroką kadrę. To grupa 30 zawodników, do której ciągle dołącza ktoś nowy, choćby ostatnio obrońcy Patryk Peda i Bartłomiej Wdowik.
- Na razie nie przekłada się to na wyniki. Po czterech meczach kadry pod wodzą Michała Probierza idzie to w dobrym kierunku?
- Odmładzanie zespołu musi odbywać się stopniowo. Niech wejdzie ze dwóch młodych, ale ze starszych nie można rezygnować, bo pomagają wprowadzić młodych. Wracając do pytania, to uważam, że po czterech meczach trudno zdiagnozować i ocenić pracę selekcjonera. Po meczu finałowym w barażach, również ze względu na jego stawkę, przyjdzie czas na ocenę, czy reprezentacja idzie w dobrym kierunku.
Przemysław Frankowski jest coraz lepszym piłkarzem. Ta ocena i fakty nie pozostawiają wątpliwości