Jeszcze przed kilkunastoma miesiącami nie był pewny, czy kiedykolwiek dane mu będzie zagrać w piłkę. W lipcu 2005 roku pomocnik Borussii Dortmund doznał bowiem groźnej kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych.
- To była końcówka treningu. Walczyłem o piłkę z Janem Kollerem - wspomina Tyrała. - Nagle czeski napastnik "wjechał" mi w nogi. Poczułem ból, nie mogłem się ruszyć. Całe zdarzenie obserwowała z boku moja mama Brygida i dziewczyna Judith. Przeczuwały, że stało się coś złego. Były przerażone, podobnie jak i ja - opisuje feralne zajście Sebastian Tyrała (20 l.).
Przez tę kontuzję stracił osiem miesięcy. Wrócił, ale niebawem znowu musiał poddać się kolejnemu zabiegowi. W sumie w piłkę nie grał przez rok.
Czech nie zadzwonił
- Nie mam pretensji do Kollera, bo takich sytuacji nie da się wyeliminować - zauważa. - Jednak on nigdy nie zapytał, jak się czuję, nie zadzwonił.
Kilka tygodni przed pechowym zajściem Tyrała podpisał profesjonalny pięcioletni kontrakt z Borussią. Miał wówczas 17 lat.
- Byłem tak szczęśliwy, że wziąłem długopis do ręki i szybko złożyłem podpis na umowie. Bałem się, że władze klubu jeszcze się rozmyślą - opowiada z uśmiechem. - Kiedyś miałem propozycję z Chelsea. Może gdyby nie Koller, to trafiłby do angielskiego klubu? Jednak wtedy na Stamford Bridge nie było jeszcze Romana Abramowicza. - Teraz od razu bym się zgodził. Tylko... nikt mnie tam nie chce - mówi.
Wprawdzie kontrakt Tyrały ważny jest do 2010 roku, ale on sam zastanawia się nad zmianą klubu. - Ostatnio zdecydowałem się na Wisłę Kraków, ale... na razie tylko w wirtualnym świecie, w grze komputerowej. W ataku gram sobie razem z Pawłem Brożkiem. Bramkostrzelny z nas duet! W lidze polskiej miałem dobre wyniki - relacjonuje.
Pomocnik Dortmundu przyznaje, że jego przyjazdem na zgrupowanie do Turcji przejęło się kilka osób. - Kuba Błaszczykowski rzucił do mnie: "Gruby, tylko mi wstydu nie przynieś". A trener Beenhakker powitał mnie słowami: "Sebastian, wiele dobrego o tobie słyszałem, wyjdź na boisko i pokaż, co potrafisz".
W podobnym tonie wypowiadali się moi rodzice. Najbardziej zatroskany był dziadek Paweł z Raciborza, który codziennie sprawdza, czy coś nowego ukazało się o mnie w polskiej prasie - zdradza Sebastian.
Koszulka dla Kuby
Mecz z Serbią to dla rodziny Tyrały bardzo ważne wydarzenie.
- Cała rodzina chciała wybrać się do Turcji, ale odradziłem im ten pomysł - zaznacza. - Poradziłem tacie Romanowi, żeby został w domu. Jeśli będę miał okazję zadebiutować, to przecież ktoś musi włączyć DVD, żeby nagrać mecz. Rodzice zażyczyli sobie, abym przywiózł dla nich na pamiątkę koszulkę polskiej kadry. Będę musiał poprosić o kilka sztuk, bo jedną dam Kubie, a jedną muszę zostawić dla siebie - uśmiecha się Tyrała, któremu Serbia bardzo dobrze się kojarzy.
- W poprzednim roku, na mistrzostwach Europy do lat 19 w Austrii, grałem w kadrze Niemiec i wygraliśmy z Serbią 3:2. W jednym z meczów przeprowadziłem akcję w stylu Messiego i znalazłem się w jedenastce gwiazd mistrzostw. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby "akcję z Messim" powtórzyć w niedzielę - rozmarza się Tyrała.