Oczywiście o ówczesnej pozycji w szeregach „Wilków” decydowała przede wszystkim świetna dyspozycja boiskowa. Nie bez znaczenia był jednak także charakter młodego skrzydłowego: człowieka otwartego na świat i na nowych ludzi. Nowych kolegów wychowanek Szombierek „kupił” też… występem artystycznym.
Kamiński był gotowy śpiewać po niemiecku...
Na letni obóz piłkarze „Wilków” wyjechali do austriackiego Seefeld. Tam Kamiński zaliczył pierwsze boiskowe minuty w zielonej koszulce VfL. I tam też przeszedł klubowy „chrzest”. - Na obozie nowi zawodnicy po prostu musieli coś.... zaśpiewać – opowiadał nam „Kamyk”. Jeszcze przed wyjazdem do Niemiec zakładał on, że przygotuje repertuar już w języku niemieckim. Ale...
… w końcu wybrał hit polskich dyskotek
- Rzeczywiście miałem przygotowaną piosenkę po niemiecku, jednak ostatecznie nie zdecydowałem się jej wykonać, żeby nie „pokaleczyć” języka – wyznaje Kamiński. Na szybko wybrał więc „klasykę” polskich wesel i zabaw. - Stanęło na „Przez twe oczy zielone” - wyjaśnia 21-latek. - Był podkład muzyczny, trochę pomagał mi Bartek Białek, z którym byłem na zgrupowaniu w jednym pokoju.
Gorzka jesień na ławce
Rok 2023 „Kamyk” kończy, niestety, w zupełnie innych nastrojach. Miniona jesień przyniosła mu szereg rozczarowań. Reprezentacyjnych – bo przecież Biało-Czerwonym nie udało się awansować bezpośrednio z grupy do finałów EURO 2024; i klubowych – bo występy w pierwszej jedenastce „Wilków” policzyć może na palcach jednej ręki.
- Po raz pierwszy w mojej krótkiej jeszcze karierze spotkałem się z sytuacją, że byłem całkowicie zdrowy, a mimo to grałem mało. Cóż, muszę sobie z tym poradzić – zapowiadał reprezentacyjny skrzydłowy w długiej rozmowie z „Super Expressem”.
Pierniczki pani Teresy
Święta to krótki okres na „zresetowanie” głowy, i na przyjemniejsze wspomnienia. Ot, choćby jeszcze z czasów juniorskich. - W internacie akademii Lecha we Wronkach co roku w okresie przedświątecznym pomagałem piec pierniki pani Teresie Dąbrowskiej – przyznawał się Kuba.
Ale też dodawał z miejsca, że przyrządzanie świątecznych frykasów to niekoniecznie jego specjalność i w przygotowaniach wigilijnych specjałów czynnego udziału nie bierze. - Do kuchni się nie nadaję. Mogę co najwyżej... pojechać do sklepu, a później z rozkoszą zjeść te pyszności ze stołu – dodawał ze śmiechem w rozmowie z nami.
Swoją drogą – patrząc na sylwetkę Jakuba Kamińskiego – aż trudno uwierzyć, że w rodzinnym dołu wołano nań… „Gruby”. Jak wspominał w rozmowie z „SE” jego ojciec, młodszy z dwóch synów jadł właściwie… raz dziennie: od rana do wieczora! Aktywny sposób spędzania czasu – zanim poświęcił się piłce, trenował przecież akrobatykę i gimnastykę, a na futbolowe zajęcia najczęściej dojeżdżał na rowerze - sprawił, że wilczy apetyt nie przeszkadzał mu w zachowaniu zdrowej sylwetki.
Dziś pochłonął go m.in. tenis – również dzięki rakiecie, jaką dostał podczas ubiegłych Świąt Bożego Narodzenia. Kuba dopinguje też czasem brata Kacpra, uprawiającego futbol amerykański. Braterską galerię zobaczycie poniżej.