Na zakończenie roku Leo Beenhakker (66 lat) wygrał z Serbią 1:0, ale Holender nie ma się z czego cieszyć, bo to był kiepski rok naszej kadry. Na Euro 2008 polegliśmy z kretesem, potem w nieprzyjemnej atmosferze trener pożegnał się z asystentami, a na koniec roku pokłócił się z Antonim Piechniczkiem.
Skąd taka agresywność? Może wynika z... nazwiska? Bo - jak się okazuje - "Beenhakker" znaczy... "łamignat".
Od dawna kusiło nas, aby sprawdzić, co znaczy nazwisko holenderskiego szkoleniowca biało-czerwonych. W końcu zapytaliśmy osobę dobrze znającą ojczysty język Leo.
Czy on naprawdę wszystko wie najlepiej?
- Słowo "Beenhakker" najprościej przetłumaczyć jako "łamignat" - usłyszeliśmy w odpowiedzi. - Można też powiedzieć "łamacz kości", "łamacz nóg", a nawet "rzeźnik".
Czyżby zatem konfliktowość Beenhakkera miała jakiś związek z jego "ostrym" nazwiskiem?
To, co ostatnio wyprawia Holender, jest nie do przyjęcia. Już od dawna traktował wszystkich w Polsce z góry, nie liczył się z nikim ani niczym. Uważał, że sam wszystko wie najlepiej.
Szkoda, bo na początku kadencji to był ktoś, kto robił imponujące wrażenie. Elegancki, opanowany, o ogromnej wiedzy i chęci do pracy. A teraz? Chęci wciąż mu nie brakuje, ale gdzieś ulotniła się cała elegancja i opanowanie.
Leo czasem ma rację, zżymając się na to i owo w polskiej piłce, jednak swoje żale wylewa w sposób skandaliczny. A poza tym... Wydawało się, że klapa na Euro, rozprężenie w reprezentacji, które doprowadziło do libacji we Lwowie, i kilka innych wydarzeń sprawi, że Leo w końcu zrozumie, iż nie ma monopolu na mądre mówienie o piłce. Niestety, ostatni atak na Piechniczka to dowód na to, że tak się nie stało.
Ze względu na to, że Beenhakker chciałby, aby Polacy nosili go w lektyce, przestaje nam zależeć na tym, aby pracował u nas jak najdłużej (pod warunkiem oczywiście, że miałby odpowiedniego następcę). Dlatego aż tak bardzo nie martwią nas doniesienia z innych krajów o zainteresowaniu przejęciem Holendra.
Jego nazwisko jest na liście życzeń angielskiego Sunderlandu, który wiosną będzie się bronił przed spadkiem z Premier League. Wszystko dzięki znajomości Leo z nowym dyrektorem handlowym "Czarnych Kotów" Chrisem Woertsem. To holenderski biznesmen, który został zatrudniony na Stadium of Light w ten sam dzień, w którym z posady trenera zrezygnował Roy Keane.
To właśnie były dyrektor Feyenoordu i ligi holenderskiej miał rekomendować prezesowi Niallowi Quinnowi Beenhakkera oraz innego kolegę z Holandii, Co Adriaanse. Oprócz selekcjonera reprezentacji Polski na liście znajdują się również Sam Allardyce i Alan Curbishley. Za Beenhakkerem przemawia nie tylko znakomita renoma, ale również fakt, że prowadził reprezentację Trynidadu i Tobago. Trzech reprezentantów tego kraju, Dwight Yorke, Carlos Edwards i Kenwyne Jones, gra w Sunderlandzie.
To nie ten sam człowiek
Oferta Sunderlandu mile łechce "ego" Beenhakkera, ale reprezentacji Polski raczej Leo nie zostawi. Bo choć lubi ponarzekać, to sowita pensja (60 tysięcy euro miesięcznie) i możliwość pracy z reprezentacją dużego europejskiego kraju jest jednak nobilitacją. Tyle że jeśli ciągle będzie się wdawał w nowe konflikty, to sytuacja stanie się nie do zniesienia.
Michał Listkiewicz, człowiek, który zatrudnił Beenhakkera, jest zdziwiony:
- Znam Beenhakkera jako człowieka z klasą i kulturą, ale niestety ostatnio zachował się zupełnie inaczej - powiedział nam "Listek". - W kontrakcie Holender ma zapis, że jednym z jego obowiązków jest dbanie o dobre imię związku, a wdawanie się w awanturę z Antkiem Piechniczkiem na pewno temu nie służy.
Lista osiągnięć Leo w tym roku jest naprawdę krótka. Odkrycie Roberta Lewandowskiego, czuwanie nad naturalizacją Rogera Guerreiro, zgoda na powrót do kadry Kuby Błaszczykowskiego i fenomenalny mecz z Czechami to trochę za mało, aby Beenhakker tak się puszył i wywyższał.
Trochę pokory na pewno się przyda, panie trenerze!
Plusy | Minusy |
Boruc nie pękł na EURO Losy Boruca i Beenhakkera układają się podobnie. Boruc też był na szczycie, też uwielbiali go kibice. Jeszcze na Euro - w przeciwieństwie do Leo - Boruc spisywał się bez zarzutu. |
Boruc się załamał Potem nastąpiła katastrofa: rozróba we Lwowie, koszmarny błąd ze Słowacją, problemy osobiste. Boruc pewnie wkrótce przestanie być numerem jeden w polskiej kadrze. Leo też? |
Czesi na kolanach W październikowy wieczór na Stadionie Śląskim polscy kibice przeżyli najpiękniejsze chwile w mijającym roku. Czesi, czołowa drużyna świata, mogą być wdzięczni losowi, że przegrali tylko 1:2. Świetnie grali Błaszczykowski i Roger. "Wynalezienie" tego drugiego to kolejny plus dla Leo. |
EURO dramat Pierwszy w historii awans do mistrzostw Europy zamienił się w wielkie rozczarowanie. Z wyjątkiem Boruca i Rogera zawiedli wszyscy, a najbardziej Leo. Dramat rozpoczął się od pierwszego meczu turnieju. Po spotkaniu z Niemcami jedynym zadowolonym Polakiem był Łukasz Podolski.... |
Debiut Lewego Beenhakker z umiarkowanym powodzeniem wprowadza do reprezentacji młodzież. Dziwią choćby hurtowe powołania dla zawodników Górnika Zabrze. Ale na szczęście Leo podejmuje też trafne decyzje. Debiut 20-letniego Roberta Lewandowskiego to jeden z milszych akcentów 2008 roku. |
Fuck Jeleń Im gorzej grała drużyna Beenhakkera, tym gorzej Holender wypadał w mediach. Utracił zdolność odpowiadania na pytania. Gdy dziennikarze poprosili o podanie powodów, dla których Leo pomija Wichniarka i Jelenia, Holender odpowiedział: "Fuck Jeleń, fuck Wichniarek" (pie... Jeleń, pie... Wichniarek) |
Eksplozja Kuby Trzeba oddać Leo, że od początku konsekwentnie stawiał na Błaszczykowskiego. I pomocnik Borussii Dortmund wyrósł za kadencji Beenhakkera na lidera reprezentacji. Kuba, jeśli grał, nie zawodził. Tym większa szkoda, że zabrakło go na EURO... |
Koszmar z Bratysławy Pięć minut przed końcem meczu w Bratysławie prowadziliśmy 1:0. Po efektownym zwycięstwie nad Czechami byliśmy bliscy ważnej wygranej ze Słowakami. Niestety, zamiast wygrać - przegraliśmy 1:2. I znacznie skomplikowaliśmy sobie sprawę awansu do MŚ 2010. |