Od grudniowego zgrupowania kadry w Turcji holenderski szkoleniowiec śmiało mówi o Trałce: "To jest przyszłość polskiej piłki". Leo do tego stopnia zachwycił się pomocnikiem, że postanowił zabrać go na kolejny obóz reprezentacji - w Portugalii. Tym razem jednak Trałka będzie trenował nie tylko z zawodnikami z polskiej ekstraklasy. Zostanie na zgrupowaniu także wtedy, gdy zjadą się gwiazdy z lig zagranicznych.
- Tego to się nie spodziewałem - przyznaje "Super Expressowi" Trałka. - Myślałem, że będę musiał opuścić zgrupowanie w połowie, podobnie jak większość chłopaków z naszej ligi. Szok, że jest inaczej. Stresu trochę będzie, ale nie ma szans, żebym przestraszył się treningów z gwiazdami kadry. Rywalizacji z Rogerem też się nie boję, kiedyś nawet w lidze założyłem mu "siatkę". Cieszę się, bo to powołanie od trenera dało mi prawdziwego kopa do dalszej pracy.
Beenhakker to jeden z nielicznych szkoleniowców, którzy dostrzegli talent Trałki. Dotychczas piłkarz był głównie wypożyczany, a najtrudniejszy dla niego okres to gra w Pogoni.
- W Szczecinie było dobrze, dopóki Antoni Ptak nie zaczął sprowadzać tych swoich brazylijskich kelnerów i murarzy - narzeka Łukasz. - Oni grali, a ja byłem wypożyczany. Równie ciężko było w ŁKS. Kiedy powiedziałem prezesowi Danielowi Goszczyńskiemu, że chcę zarabiać około 10 tysięcy złotych miesięcznie, odpowiedział mi: "Tam są drzwi, synku!". Po chwili poprosił mnie z powrotem i zaproponował połowę tej sumy. Nie miałem wyjścia - zgodziłem się.
Trałka przez kilka lat wędrował od klubu do klubu, by prawdziwą karierę rozpocząć rok temu w Lechii.
- Zaczęło się jednak jak zwykle - pechowo, bo w debiucie strzeliłem "swojaka" - wspomina ze śmiechem Łukasz. - Później było jednak tylko lepiej. Gra w Lechii to dla mnie świetny okres, ale niedawno zdecydowałem się odejść. Podpisałem kontrakt z Polonią Warszawa, który zacznie obowiązywać od lata. Przeniósłbym się do stolicy już teraz, ale działacze Lechii powariowali i żądali za mnie nawet 800 tysięcy złotych. Tyle to nawet Wisła Kraków nie chciała zapłacić Bełchatowowi za Gargułę!
Zanim jednak latem Łukasz przeprowadzi się do Warszawy, pojedzie na urlop do rodzinnych Ropczyc, gdzie odda się swojemu ulubionemu zajęciu - zbieraniu grzybów.
- Znam znakomite lasy, a ile tam prawdziwków! Już się nie mogę doczekać, kiedy znów będę mógł ruszyć na zbiory. Wolę to od wygrzewania się w ciepłych krajach. Moje ulubione grzyby, to prawdziwki, kiedyś znalazłem naprawdę wielkiego, ale niestety był robaczywy. W reprezentacji Polski na razie nie jestem jednak ani borowikiem, ani tym bardziej kozakiem. Powiedzmy, że na razie wskoczyłem do niej jak zajączek - kończy.