– Skoro mam być kiedyś pierwszym bramkarzem Arsenalu, to muszę zadbać o wszystkie szczegóły – uśmiecha się Szczęsny.
– Stąd zakup zegarka, który będzie mi przypominał, żebym nie spóźniał się na zajęcia i nie przespał swojej szansy. Mam hopla na punkcie dobrych zegarków, których w swojej kolekcji posiadam już pięć. Jeden kupiłem w Hiszpanii, jeden w Anglii, a trzy w Polsce.
W Anglii młody bramkarz czuje się doskonale, mimo że spotkało go kilka nieprzyjemności ze strony miejscowych kibiców.
Jeździ autem na polskich blachach
– A wszystko przez to, że po Londynie jeżdżę samochodem na polskich „blachach” – wyznaje. – Raz zdarzyło się, że w moim kierunku poleciały jajka, ale to jeszcze nic. Doszło do tego, że wybili mi nawet przednią szybę! Widocznie nie lubią Polaków. Jednak jestem uparty, wiem, skąd pochodzę, jestem z tego dumny i nie zmienię rejestracji na angielską! – mówi podniesionym głosem.
Szczęsny nie tylko broni się przed zmianą rejestracji w samochodzie, ale także nie może się przekonać do wyspiarskiej kuchni.
– Gdybym miał jadać wyłącznie angielskie śniadania, to codziennie byłbym głodny – przekonuje.
– Zdecydowanie wolę polską kuchnię. Za każdym razem, gdy odwiedza mnie ojciec (Maciej, były bramkarz reprezentacji Polski – red.), przywozi ze sobą kilka kilogramów kiełbasy.
Polak podkreśla, że w Arsenalu panuje wspaniała atmosfera. Przyjaźni się m.in. z genialnym rozgrywającym, Ceskiem Fabregasem.
Na treningach wygrywa za dużo czekolady
– Kilka razy wybraliśmy się razem na kręgle – opowiada. – Nie chwalę się, ale jestem całkiem niezły, lepszy niż Fabregas – śmieje się Wojtek, który hiszpańskiego gwiazdora i innych słynnych kolegów z zespołu ogrywa także na treningach. – Zdarza się, że podczas zajęć gramy w siatkonogę. Ja jestem w parze z Łukaszem Fabiańskim. Nagrodą za zwycięstwo jest czekolada, której wygrywaliśmy z Łukaszem strasznie dużo. Trener bramkarzy powiedział, że trzeba z tym skończyć, bo jak tak dalej pójdzie, to przybędzie nam kilka kilogramów. Teraz więc przegrywający robią pompki...
Więcej przeczytasz na www.visitbritain.pl