Wicelider tabeli pokonał 2:0 wicemistrza Francji dzięki… trenerskiemu „nosowi” Francesco Farioliego. Na niewiele ponad kwadrans przed końcem meczu dokonał pierwszej – ale za to kluczowej – zmiany w swym zespole. Na boisku pojawił się Terem Igobor Moffi i w niespełna 300 sekund od momentu wejścia rozpisał role w tym meczu, wskazując zwycięzcę i pokonanego.
Najpierw – po faulu, dość przypadkowym i pechowym, Salisa Sameda na Evannie Guessandzie – pewnie wyegzekwował „jedenastkę”, chwilę później zaś głową wykorzystał dogranie Jeremiego Bogi po absolutnie kozackiej szarży reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej.
Marcin Bułka nie tylko mógł więc świętować wygraną swej drużyny, pozwalającą utrzymać drugą pozycję i pięciopunktowy dystans do lidera, PSG, ale także jedenaste (!) w tym sezonie – w ledwie siedemnastu grach ligowych – czyste konto. Najgroźniejszą sytuację ekipa gości miała krótko po przerwie: po rzucie wolnym Davida Pereiry da Costy piłka najpierw uderzyła w słupek bramki gospodarzy, potem odbiła się… od biodra zdezorientowanego golkipera, i wyszła w pole!
Fanów polskiego bramkarza mogły zaniepokoić obrazki z 65. minuty. Po jednym ze starć w „szesnastce”, fizjoterapeuci Nice długo opatrywali Bułkę, kończąc interwencję obandażowaniem jego uda. Reprezentant Biało-Czerwonych z opatrunkiem dograł do końca, a grymas bólu ostatecznie ustąpił miejsca uśmiechowi radości.
Drugi z Polaków, Przemysław Frankowski w barwach Lens, opuścił boisko w 74. minucie – tuż przed bramkowym popisem Moffiego.