Selekcjoner Biało-czerwonych kilka tygodni wcześniej osobiście wybrał się za ocean, by Słoninę – mającego polskie korzenie – namawiać do gry z orzełkiem na piersi. Choć po powrocie licznej delegacji unikano jak ognia konkretnych deklaracji dotyczących spotkania i opinii samego bramkarza, ostatecznie zdecydowano się umieścić jego nazwisko na liście zawodników powołanych na spotkania Ligi Narodów. Słonina miał na zgrupowaniu stanowić rywala dla Wojciecha Szczęsnego, Łukasza Skorupskiego, Bartłomieja Drągowskiego i Kamila Grabary. Kilka dni po ogłoszeniu reprezentacyjnych nominacji grający w MLS golkiper ogłosił jednak w mediach społecznościowych swą rezygnację z gry dla Biało-czerwonych. „Jestem wdzięczny za możliwość gry w Polsce. (…) Ameryka jednak jest dla mnie domem i to właśnie ją będę reprezentował” - napisał Gabriel Słonina w oświadczeniu opublikowanym w social mediach.
Kibice w Polsce po opublikowaniu przez piłkarza powyższego oświadczenia bardzo się podzielili. Nie brakowało komentarzy krytykujących zawodnika za odrzucenie zaproszenia, ale wielu kibiców – biorących pod uwagę dotychczasowy życiorys nastolatka, związany wyłącznie ze Stanami Zjednoczonymi – wyrażało zrozumienie dla jego postawy. Również Zbigniew Boniek przypomniał, że nie po raz pierwszy Słonina tak jasno określił swe stanowisko. „Już był dwa razy powoływany. Zawsze odmawiał” - napisał były prezes PZPN na Twitterze.
Fani zauważali jednak, że cała sytuacja jest swego rodzaju wizerunkową porażką związku. „Głupków zrobili z siebie panowie” - takich ocen też nie brakowało w komentarzach. W świat poszedł bowiem najpierw komunikat o powołaniu zawodnika, co zdawało się świadczyć o porozumieniu między nim a federacją, później zaś – odmowa przyjazdu przez bramkarza.
- Jak już specjalna delegacja – z selekcjonerem na czele - do niego za ocean poleciała, trzeba było sobie „zabezpieczyć tyły”. Ot, wziąć odręczną pisemną deklarację w stylu: „Ja, Gabriel Słonina, oświadczam, że w przypadku otrzymania powołania do reprezentacji wyrażam chęć reprezentowania barw Polski” - komentuje wydarzenia Zdzisław Kręcina.
Były sekretarz generalny PZPN za swojej związkowej kadencji spotkał się z wieloma podobnymi sprawami. Mowa o epoce, w której załatwiano paszporty i obywatelstwo polskie między innymi dla Ludovica Obraniaka, Sebastiana Boenischa czy Damiena Perquisa. - Zagrali dla nas tylko dlatego, że nie miali szans, by znaleźć się w reprezentacji Niemiec czy Francji – mówi. W przypadku Słoniny, kaperowanego również przez działaczy federacji amerykańskiej, tak naprawdę trudno było przewidzieć ostateczną reakcję samego piłkarza. - Wszystkim wydawało się, że już chłopaka mamy, a on postąpił po swojemu. Miał do tego prawo oczywiście, ale wyszła trochę niepotrzebna i niezręczna sytuacja. A ze wspomnianym oświadczeniem w sejfie PZPN sprawa wyglądałaby nieco inaczej. Czesiek Michniewicz byłby górą: „Panowie, proszę iść do sekretariatu pana prezesa Kuleszy. Tam jest zdeponowane pismo z deklaracją bramkarza” - tłumaczy swój punkt widzenia Kręcina.