„Super Express”: - Jak się panu podoba kadra Fernando Santosa na czerwcowe mecze z Niemcami i Mołdawią?
Grzegorz Lato: - A jakoś się nią, powiem panu, niespecjalnie emocjonowałem. Raz już pilnie sprawdzałem, kogo powołał. To było przed meczem z Czechami. No i co? Po dwóch minutach telewizorem wtedy wyłączyłem.
- Jakoś nie wierzę, że kadra pana nie interesuje…
- No dobra, interesuje. Kto tam w obronie może zagrać?
- Na pewno nie Kamil Glik, bo go nie ma. I co pan na to?
- Glik ma swoje lata i chyba już pora, żeby dać mu spokój i poszukać następców. Ja wiem, że Bednarek właśnie spadł z Premier League, że Kiwior w Arsenalu grał niewiele. Ale jest ten chłopak ze Spezii, jak mu tam…
- … Przemysław Wiśniewski.
- No właśnie.
- Ale to debiutant!
- No to co z tego? A może akurat to będzie taki strzał, jak przed mundialem 1974 z Władkiem Żmudą? Zadebiutował wtedy z takim skutkiem, że wszyscy kibice i eksperci gęby otwierali. Powtarzam: korzystajmy z tych chłopaków, którzy grają regularnie w klubach.
- No to powołanie Bartosza Bereszyńskiego do pańskiej rady nie pasuje. Niewiele minut minionej wiosny pograł w szeregach Napoli...
- Zawsze będę powtarzać, że za czasów Kazimierza Górskiego, Jacka Gmocha czy Antoniego Piechniczka jeśli ktoś nie grał regularnie w pierwszej jedenastce w klubie, ten nie miał szans na powołanie. To była tak oczywista sprawa, powiem panu, że z tego się nawet anegdotka związana ze mną narodziła. Kiedy przyjechałem do Lokeren, w samej końcówce okienka transferowego, większość numerów na koszulkach była już zajęta. Dostałem więc „22”. Więc gdy dostałem powołanie do reprezentacji, zaczęto w Polsce pisać: „Jak można powoływać rezerwowego, który na ławce siedzi?”. Dopiero kiedy do kraju – a to był początek lat 80. - dotarł film z fragmentami meczu Lokeren z Anderlechtem, w którym bramkę strzeliłem, któryś z dziennikarzy zadzwonił do Włodka Lubańskiego. I wtedy Włodek zaczął się śmiać: „Jaki rezerwowy? On ma już dziewięć czy dziesięć bramek na koncie, wszystkie mecze gra w wyjściowym składzie”. Podsumowując: wtedy nikt sobie nie wyobrażał, że do reprezentacji powołuje się rezerwowych!
- Grzegorz Krychowiak w klubie rezerwowym nie jest, a go selekcjoner nie powołał. To dobrze?
- Bardzo dobrze! Gdzie on teraz gra? W Arabii Saudyjskiej? Poważna liga…
- Poważna. Z Cristiano Ronaldo!
- No to co? Krychowiak już na mundialu był ociężały. Niemal po każdym jego wejściu skóra mi cierpła, czy czasem nie dostanie czerwonej kartki.
- A trzeci wielki nieobecny weteran: Kamil Grosicki? Właśnie wybrano go „Piłkarzem sezonu” w ekstraklasie, więc może by się jednak przydał tej kadrze?
- A Grosika, powiem panu, to akurat bym wziął jeszcze do kadry! Miał naprawdę udany sezon. Nie dość, że sam ładnych kilka bramek zdobył, to jeszcze kupę goli koledzy po jego podaniach zdobyli. W tym przypadku metryka mu nie przeszkadza. A mecz z Niemcami to wręcz idealny poligon doświadczalny dla niego.
- No właśnie. Jak trener Santos powinien potraktować towarzyskie spotkanie z Niemcami?
- Słyszałem, że mu ono nie w smak… A ja uważam, że to dobre przetarcie przed meczem eliminacyjnym. Moim zdaniem musi wystawić pierwszą jedenastkę. Sprawdzić dyspozycję tych, co mają strzelać gole Mołdawii.
- Ale te mecze będą zupełnie różne, bo zupełnie różna jest klasa rywali.
- No to co? Ja bym zresztą – po pierwsze – tej Mołdawii nie lekceważył, bo z Czechami zremisowała. Po drugie – to z kim mamy zagrać, żeby przećwiczyć taktykę i sposób gry w Kiszyniowie? Z Liechtensteinem? Bo – idąc tropem argumentów selekcjonera – Luksemburg już mógłby być za silny.
- Pomysł „zgrupowania przed zgrupowaniem”, które akurat trwa w Warszawie z udziałem kilku młodych ligowców, podoba się panu?
- Podoba, bo do tej pory „krajowcy” właściwie nie liczyli się w kadrze. A są w lidze ciekawi chłopcy. Wiosną byłem pod ogromnym wrażeniem Michała Skórasia. Oglądałem go na żywo w meczu Lecha w Częstochowie: widać go było na boisku. Szybki, dobry technicznie. Wiem, już został sprzedany… Ale udział w takim zgrupowaniu będzie dobrą motywacją dla „innych Skórasiów”.
Listen on Spreaker.