"Super Express": - Sebastian, tylko szczerze, dlaczego zdecydowałeś się na grę dla Polski?
Sebastian Boenisch: - Bo zobaczyłem, jak bardzo polskim trenerom na mnie zależy. Z selekcjonerem Smudą spotkałem się kilkakrotnie w Niemczech. Wcześniej Tomasz Wałdoch włożył bardzo dużo pracy w to, żeby przekonać mnie do gry dla Polski. Przyjeżdżał do moich rodziców, załatwiał dużo spraw organizacyjnych, a później pomógł mi dostać polski paszport.
- Grałeś w młodzieżowych reprezentacjach Niemiec, odniosłeś z nimi wiele sukcesów. Niemcy nie walczyli o ciebie?
- Powiem tylko tyle, że nie było żadnej propozycji ze strony szefów pierwszej reprezentacji Niemiec. A z Polską czuję się związany, tutaj się urodziłem, ja i moi rodzice.
- Spodziewałeś się, że trener Smuda powoła cię praktycznie następnego dnia po odebraniu przez ciebie paszportu?
- Nie zaskoczyło mnie to. Myślę, że trener chciałby jak najszybciej sprawdzić wszystkich zawodników, którzy kandydują do reprezentacji i wybrać ścisłą kadrę, którą będzie szykował na EURO 2012.
- Zadebiutujesz w meczu z Ukrainą 4 września?
- Wiele na to wskazuje. Moi rodzice szykują się do wyjazdu na ten mecz. Poprosili PZPN o bilety i o organizację ich przyjazdu.
- Twój ojciec w rozmowie z "Super Expressem" mówił, że obawia się, że ludzie będą próbowali zrobić z ciebie zbawcę polskiej reprezentacji. Nie boisz się odpowiedzialności? Oczekiwania wobec ciebie są duże.
- Mnie uczono, że odpowiedzialność za wynik rozkłada się na wszystkich. Dlatego nie obawiam się jej. Przed meczem może być u piłkarza stres, ale jak się wychodzi na boisko, to trzeba myśleć tylko o grze i dać z siebie wszystko.
- Jak z językiem polskim? Zrobiłeś postępy?
- Język nie będzie problemem. Trener Smuda i kilku piłkarzy mówi po niemiecku, więc na pewno się dogadamy. Zresztą z moim polskim, a raczej śląskim nie jest tak źle. Gdy jestem w mieszanym towarzystwie polsko-niemieckim, a chcę ojcu powiedzieć coś osobistego, żeby inni nie zrozumieli, to staram się mówić po polsku.
- Co ci powiedzieli rodzice, gdy poznali twoją decyzję?
- Byli zadowoleni. A ja im jestem wdzięczny, że nie wtrącali się wcześniej i dali mi wolną rękę w jej podjęciu.
- O dramatycznym meczu Werderu z Sampdorią (2:3 i awans Werderu do LM) mówiła cała Europa. Mieliście dużo szczęścia.
- Było trochę szczęścia i do tego zbieg okoliczności, że Sandro Wagner nie miał zapasowej koszulki.
- O jaką koszulkę chodzi?!
- Wagner rozbił łuk brwiowy i bardzo krwawił. Rana została opatrzona, ale koszulka była cała we krwi i sędzia kazał mu ją zmienić. Sandro nie miał na ławce koszulki zapasowej, a do szatni było bardzo daleko. Zanim by mu przyniesiono trykot, musielibyśmy pewnie jakieś 4 minuty grać w 10. Trener Schaaf nie chciał do tego dopuścić i wpuścił Rosenborga za Wagnera. Dobrze zrobił, bo Rosenborg strzelił kluczowego gola.