Tych technik "Rzeźnik" nie zamierza wykorzystywać na boisku, ale... - O miejsce w kadrze Leo Beenhakkera będę się bił ostro, ale w granicach fair play - zapowiada w rozmowie z "Super Expressem".
Młody obrońca słyszy ostatnio wiele pochwał. Trenerowi Legii Janowi Urbanowi (47 l.) imponuje przede wszystkim ambicja i determinacja Rzeźniczaka, który staje się pewniakiem na prawej stronie obrony warszawskiego zespołu.
- Chcę się ciągle rozwijać, dlatego nie traktuję treningów jako zła koniecznego. Na zgrupowaniu Legii w Hiszpanii też nie zamierzam się opalać, ale mocno walczyć o swoje - mówi Rzeźniczak.
Okładał trenera
Ostatnio Kuba poznał inne znaczenie słowa "walczyć". Do tej pory kojarzyło mu się ono głównie z rywalizacją na boisku. Niedawno jednak na własnej skórze przekonał się, jak to jest bić się w ringu.
- I to nie tylko na pięści. Uczyłem się też kopać, uderzać łokciem i zadawać inne przeróżne ciosy (śmiech) w szkole boksu tajskiego muay thai. Wybrałem się do niej z Przemkiem Wysockim (wypożyczony z Legii do Piasta Gliwice - red.). Muszę przyznać, że porządnie się spociłem. Sama rozgrzewka była bardzo ciekawa - opowiada.
To jednak nic w porównaniu do tego, co czekało Rzeźniczaka chwilę później. Trener zaproponował mu bowiem pojedynek w ringu!
- Wolę nawet nie myśleć, co by było, gdybyśmy musieli walczyć na poważnie - oddycha z ulgą. - Na szczęście ciosy zadawałem tylko ja, a trener wyłącznie się bronił, więc biłem, biłem i... nic! W życiu bym go nie pokonał, zwłaszcza że uderzałem głównie pięściami. Z kopniaków szybko zrezygnowałem, bo zaraz zaczęły boleć mnie piszczele.
Wizyta w szkole boksu tajskiego to pierwszy kontakt legionisty ze sztukami walki. I choć twierdzi, że ponownie wybierze się na bokserski trening, to nie zamierza zamieniać piłkarskiej murawy na ring.
Aż polała się krew
- Z pseudonimem Rzeźnik pewnie mógłbym wielu rywali wystraszyć, ale co potem? - pyta ze śmiechem Kuba. - Zresztą do bójek nigdy mnie nie ciągnęło. Każde nieporozumienie wolałem rozwiązać pokojowo, choć przyznaję, że raz nie wytrzymałem. W szkole podstawowej zwykle miałem dobre oceny, ale kiedyś zdarzyło mi się dostać gorszą. Jeden z kolegów wyśmiewał się ze mnie, więc tak dostał w nos, że aż polała się krew! Na dywanik do dyrektora jednak nie trafiłem, bo... uciekłem ze szkoły.
Od tamtej pory Rzeźniczak nie załatwia już spraw pięściami, choć twierdzi, że na boisku zbyt często ponoszą go nerwy. A od kadrowicza z reprezentacji Polski można wymagać opanowania na boisku.
- Dlatego też na zgrupowaniu reprezentacji w Portugalii będę ostro, ale w granicach rozsądku bił się o miejsce w drużynie Leo Beenhakkera. Bo ja marzę o tym, by kopać piłkę w koszulce reprezentacji, a nie okładać rywali w ringu - kończy.